Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła.
XXVIII niedziela zwykła
Dzisiejsze czytania: 2 Krl 5,14-17; Ps 98,1-4; 2 Tm 2,8-13; 1 Tes 5,18; Łk 17,11-19
(Łk 17,11-19)
Stało się, że Jezus zmierzając do Jerozolimy przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei. Gdy wchodzili do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami. Na ich widok rzekł do nich: Idźcie, pokażcie się kapłanom. A gdy szli, zostali oczyszczeni. Wtedy jeden z nich widząc, że jest uzdrowiony, wrócił chwaląc Boga donośnym głosem, upadł na twarz do nóg Jego i dziękował Mu. A był to Samarytanin. Jezus zaś rzekł: Czy nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? żaden się nie znalazł, który by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec. Do niego zaś rzekł: Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła.
Kilka ważnych myśli, jakie mi się nasuwają z powyższym fragmentem Ewangelii...
Bo niby wszyscy kiedyś słyszeliśmy perykopę o uzdrowieniu dziesięciu trędowatych, ale czy potrafimy dostrzec tu coś, co odnosi się konkretnie dla nas...do nas...
1. Jezus przekracza pogranicze Samarii i Galilei. To jest pierwsze słowo - klucz.
Czym jest pogranicze? To miejsce, które de facto nie należy do żadnego z krajów.
Jest tam pewne wymieszanie społeczne i kulturowe...Jest to także strefa bardzo silnych antagonizmów.
Tak właśnie było w regionie, przez który przechodził Jezus...
Panowały tam różnice społeczne, kulturowe, religijne itp.
Ale w naszym życiu również są pogranicza...miejsca, które nie są do końca dobre ani złe...
W których jest pewne pomieszanie z poplątaniem...W których kotłują się emocje...
Niektóre z nich bardzo burzliwe...Wszyscy chcemy być porządni, fajni i w ogóle tacy "cacy".
Mimo to...mamy swoje pogranicza...mamy w swoim życiu "ziemię niczyją". Tereny niebezpieczne.
I własnie do nich musimy zaprosić Jezusa...pozwolić Mu przejść przez nie...pozwolić Mu je zmieniać.
2. Dziesięciu trędowatych wyszło Jezusowi na przeciw.
Oni nie siedzieli w ukryciu...nie myśleli tylko o potwornym stanie, w jakim się znajdowali.
Nie czekali aż Jezus do nich przyjdzie...aż ich znajdzie...Może nawet nie brali pod uwagę takiej możliwości, że On może do nich przyjść...Przecież kto chciałby przyjść do człowieka nieczystego.
Dlatego sami wyszli z inicjatywą...I my musimy wychodzić z inicjatywą...Wyjść ze swojej skorupy
wyjść z cienia...z zamknięcia własnych kompleksów...własnych grzechów...
Porzucić myślenie: "jestem niegodny" ... "jestem zły"... OK... wszyscy jesteśmy grzesznikami...
JA jestem grzesznikiem...i potrzebuję zbawienia...
ale jeżeli będę tylko siedzieć w zamkniętym kręgu rozmyślania nad tym jak wielki ze mnie grzesznik,
to nie przyjmę zbawienia, jakie oferuje mi Jezus...muszę Mu pozwolić odnaleźć się.
Musimy wyjść Mu na przeciw...
3. Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami.
Trędowaci zachowali dystans...nie podeszli do Jezusa, nie rzucili Mu się do stóp...Mieli świadomość własnej nieczystości, nie chcieli łamać przepisów prawa...Ale wołali z wiarą...prosili o uzdrowienie.
Wierzyli, że Jezus może im pomóc...
My też mamy w życiu doświadczenie własnej słabości, własnej grzeszności...
Chcemy trzymać dystans...A może nie mamy w sobie tyle ekspresji by stawać w pierwszym rzędzie.
W porządku...Jezus zna nasze serca...wie, kiedy prosimy o coś z wiarą...
Wie, co nas trapi...gdzie najbardziej niedomagamy.
Ważne jest by stanąć w Jego obecności...nawet jeżeli wydaje nam się, że jesteśmy duchowo w oddali,
że nasze wołanie nie jest wystarczająco głośne...On słyszy...On wie, czego nam potrzeba.
4. Idźcie, pokażcie się kapłanom. Jezus nie mówi: bądźcie czyści! ani...stańcie się zdrowi!
Ale...pokażcie się kapłanom...Zgodnie z prawem kapłanom pokazać mogli się tylko oczyszczeni.
Oni jeszcze nie są oczyszczeni, ale mimo to zostają wysłani do kapłanów...
Jezus poleca im podjęcie pewnego ryzyka...
Może sprawdza ich wiarę...
Przecież może być tak, że przyjdą do kapłanów, ale nie będą oczyszczeni...
i co wtedy? Cała ich droga pójdzie na marne...
To wezwanie do ryzyka, które i my powinniśmy podejmować...
Jezus mówi dziś mnie i Tobie idź...dać świadectwo...
Możesz mówić w głębi serca: "ale zaraz...przecież ja niczego nie doświadczyłem"
Po prostu idź...i miej wiarę w to, że cuda będą się działy...tylko idź...
Nie stój w miejscu...nie użal się nad sobą...nie mów: ale wszystko jest ok...
Idź...Życie chrześcijańskie to droga...nieustanna droga.
5. A gdy szli, zostali oczyszczeni. Proces uzdrowienia nastąpił w czasie drogi...Owszem Jezus mógł ich uzdrowić "tu i teraz"...Ale w tym konkretnym przypadku miał to być pewien proces. To wskazanie, że każde uzdrowienie jest inne...Ale też...że nie następuje ono od razu...
A jak to ma się do nas? Każdy z nas rozwija się duchowo...Uzdrowienie następuje w procesie formacji.
Kiedy patrzę na swoją formację duchową...na te lata, które spędziłem we Wspólnocie, widzę postęp, widzę zmiany w pewnych sferach mojego życia, które uważałem za chore...Ale nie nastąpiło to jak "pstryknięcie palcem". Potrzebowałem przepracować pewne sprawy...patrzeć jak zmieniają się one na lepsze...z dnia na dzień...z miesiąca na miesiąc...ba...z roku na rok :)
Zostajemy oczyszczeni idąc...będąc w drodze...to nie jest proces statyczny...
to ruch...dynamika...
6. Wtedy jeden z nich widząc, że jest uzdrowiony, wrócił chwaląc Boga.
Tu są dwa "podpunkty" :) Jeden zobaczył, że jest uzdrowiony...
Zatem...reszta nie zobaczyła...nie zauważyła...
To zdanie mówi mi, że Bóg oczyszcza mnie cały czasy...Bóg mnie uzdrawia cały czas...
(no jeżeli oczywiście chcę tego uzdrowienia...i proszę o nie.) Ale...ja mogę być tak "zafiksowany" na swój problem, że nie dostrzegam, iż został on już rozwiązany...OK...mogę wierzyć...mogę się modlić...
mogę nawet odbywać "pielgrzymki" po nabożeństwach o uzdrowienie i uwolnienie...
A...jednocześnie mogę nie widzieć tego, że Bóg działa w moim życiu....
To spory problem...Takie swego rodzaju klapki na oczach.
A może tak dobrze mi jest z moimi problemami...I tak przyjemnie jest o nich mówić...
Bo kiedy inni się użalają nade mną...to jest mi dobrze...
Różne mogą być przyczyny...Ale jeżeli naprawdę wierzę, że Jezus działa...
że Bóg leczy...i przebacza grzechy...To moje oczy powinny być szeroko otwarte.
Muszę dostrzegać to, co On dla mnie robi...bo inaczej będę tylko szedł...
a dokąd dojdę? nie wiem...
A może oni wszyscy dostrzegli swoje oczyszczenie? Ale byli legalistami...
Mieli się pokazać kapłanom, to poszli się pokazać...Przecież Prawo Mojżeszowe mówiło wyraźnie.
Tylko kapłan może ocenić, czy jesteś czysty czy nie...
Zatem...ten, który wrócił...złamał prawo...
nie przestrzegał zasad, które precyzowała Księga Kapłańska, Księga Powtórzonego Prawa...
nie szanował Tory...
wrócę jeszcze do tej myśli...
Spójrzmy na drugi "podpunkt" On wraca wielbiąc Boga...
Dostrzegł swoje uzdrowienie...Więc chwali Boga...
Uwielbienie to naturalna odpowiedź na Bożą Interwencję w naszym życiu.
Nie możemy Bogu nic dać...możemy tylko oddawać Mu chwałę.
7. Do niego zaś rzekł: Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła.
Kolejne wersy mówią o tym, że tym, który wrócił był Samarytaninem (Samarytanie nie podzielali wierzeń Izraelitów. W pewnym momencie ich drogi wiary rozdzieliły się...to wyjaśnia jego mniejsze przywiązanie do "pokazania się kapłanom".) Czytam też, że dziękował Jezusowi, upadł na twarz...oddał Mu pokłon.
To oddanie chwały...gest uwielbienia...On uznał, że Jezus jest Panem....I to znak dla nas...
wiara to pierwszy krok...nawrócenie (czyli zejście z drogi, którą się kroczyło) to kolejny krok...
w końcu ostatni, ale najważniejszy to uznanie, że Jezus jest Zbawicielem i Panem...że to On jest sprawcą naszego uzdrowienia, oczyszczenia...uwolnienia z grzechu...
Ale istotne jest to, co Jezus mówi...Twoja wiara cię uzdrowiła...
Samarytanin złamał Prawo Mojżeszowe i nie pokazał się kapłanom, więc patrząc przez pryzmat prawa, nie został oczyszczony...Pozostałych dziewięciu stanęło w świątyni (przynajmniej tak podejrzewamy) pokazali się kapłanom, złożyli ofiarę...i stali się rytualnie czyści...Ale...nic poza tym...
Ten jeden stał się w pełni zdrowy...Ten fragment mówi, że są poziomy uzdrowienia...
możesz zostać oczyszczony, uwolniony z grzechów...ale dopóki nie oddasz chwały Bogu, zawsze będzie coś nie do końca OK...zawsze będzie jakiś niepokój...przekonanie, że coś nie do końca się zmieniło...
Ten jeden...został uzdrowiony...inni tylko oczyszczeni...
Ten jeden doświadczył pełnego uzdrowienia...
Tamci tylko rytualnej czystości...
A może i w nas jest tylko dążenie do rytualnej czystości...
to "wyprania" sumienia...A nie do odzyskania pełni zdrowia...
Chciejmy być tak jak ten jeden...Wróćmy w połowie drogi...
By podziękować Panu, bo wielkie rzeczy czyni dla nas.
Kilka ważnych myśli, jakie mi się nasuwają z powyższym fragmentem Ewangelii...
Bo niby wszyscy kiedyś słyszeliśmy perykopę o uzdrowieniu dziesięciu trędowatych, ale czy potrafimy dostrzec tu coś, co odnosi się konkretnie dla nas...do nas...
1. Jezus przekracza pogranicze Samarii i Galilei. To jest pierwsze słowo - klucz.
Czym jest pogranicze? To miejsce, które de facto nie należy do żadnego z krajów.
Jest tam pewne wymieszanie społeczne i kulturowe...Jest to także strefa bardzo silnych antagonizmów.
Tak właśnie było w regionie, przez który przechodził Jezus...
Panowały tam różnice społeczne, kulturowe, religijne itp.
Ale w naszym życiu również są pogranicza...miejsca, które nie są do końca dobre ani złe...
W których jest pewne pomieszanie z poplątaniem...W których kotłują się emocje...
Niektóre z nich bardzo burzliwe...Wszyscy chcemy być porządni, fajni i w ogóle tacy "cacy".
Mimo to...mamy swoje pogranicza...mamy w swoim życiu "ziemię niczyją". Tereny niebezpieczne.
I własnie do nich musimy zaprosić Jezusa...pozwolić Mu przejść przez nie...pozwolić Mu je zmieniać.
2. Dziesięciu trędowatych wyszło Jezusowi na przeciw.
Oni nie siedzieli w ukryciu...nie myśleli tylko o potwornym stanie, w jakim się znajdowali.
Nie czekali aż Jezus do nich przyjdzie...aż ich znajdzie...Może nawet nie brali pod uwagę takiej możliwości, że On może do nich przyjść...Przecież kto chciałby przyjść do człowieka nieczystego.
Dlatego sami wyszli z inicjatywą...I my musimy wychodzić z inicjatywą...Wyjść ze swojej skorupy
wyjść z cienia...z zamknięcia własnych kompleksów...własnych grzechów...
Porzucić myślenie: "jestem niegodny" ... "jestem zły"... OK... wszyscy jesteśmy grzesznikami...
JA jestem grzesznikiem...i potrzebuję zbawienia...
ale jeżeli będę tylko siedzieć w zamkniętym kręgu rozmyślania nad tym jak wielki ze mnie grzesznik,
to nie przyjmę zbawienia, jakie oferuje mi Jezus...muszę Mu pozwolić odnaleźć się.
Musimy wyjść Mu na przeciw...
3. Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami.
Trędowaci zachowali dystans...nie podeszli do Jezusa, nie rzucili Mu się do stóp...Mieli świadomość własnej nieczystości, nie chcieli łamać przepisów prawa...Ale wołali z wiarą...prosili o uzdrowienie.
Wierzyli, że Jezus może im pomóc...
My też mamy w życiu doświadczenie własnej słabości, własnej grzeszności...
Chcemy trzymać dystans...A może nie mamy w sobie tyle ekspresji by stawać w pierwszym rzędzie.
W porządku...Jezus zna nasze serca...wie, kiedy prosimy o coś z wiarą...
Wie, co nas trapi...gdzie najbardziej niedomagamy.
Ważne jest by stanąć w Jego obecności...nawet jeżeli wydaje nam się, że jesteśmy duchowo w oddali,
że nasze wołanie nie jest wystarczająco głośne...On słyszy...On wie, czego nam potrzeba.
4. Idźcie, pokażcie się kapłanom. Jezus nie mówi: bądźcie czyści! ani...stańcie się zdrowi!
Ale...pokażcie się kapłanom...Zgodnie z prawem kapłanom pokazać mogli się tylko oczyszczeni.
Oni jeszcze nie są oczyszczeni, ale mimo to zostają wysłani do kapłanów...
Jezus poleca im podjęcie pewnego ryzyka...
Może sprawdza ich wiarę...
Przecież może być tak, że przyjdą do kapłanów, ale nie będą oczyszczeni...
i co wtedy? Cała ich droga pójdzie na marne...
To wezwanie do ryzyka, które i my powinniśmy podejmować...
Jezus mówi dziś mnie i Tobie idź...dać świadectwo...
Możesz mówić w głębi serca: "ale zaraz...przecież ja niczego nie doświadczyłem"
Po prostu idź...i miej wiarę w to, że cuda będą się działy...tylko idź...
Nie stój w miejscu...nie użal się nad sobą...nie mów: ale wszystko jest ok...
Idź...Życie chrześcijańskie to droga...nieustanna droga.
5. A gdy szli, zostali oczyszczeni. Proces uzdrowienia nastąpił w czasie drogi...Owszem Jezus mógł ich uzdrowić "tu i teraz"...Ale w tym konkretnym przypadku miał to być pewien proces. To wskazanie, że każde uzdrowienie jest inne...Ale też...że nie następuje ono od razu...
A jak to ma się do nas? Każdy z nas rozwija się duchowo...Uzdrowienie następuje w procesie formacji.
Kiedy patrzę na swoją formację duchową...na te lata, które spędziłem we Wspólnocie, widzę postęp, widzę zmiany w pewnych sferach mojego życia, które uważałem za chore...Ale nie nastąpiło to jak "pstryknięcie palcem". Potrzebowałem przepracować pewne sprawy...patrzeć jak zmieniają się one na lepsze...z dnia na dzień...z miesiąca na miesiąc...ba...z roku na rok :)
Zostajemy oczyszczeni idąc...będąc w drodze...to nie jest proces statyczny...
to ruch...dynamika...
6. Wtedy jeden z nich widząc, że jest uzdrowiony, wrócił chwaląc Boga.
Tu są dwa "podpunkty" :) Jeden zobaczył, że jest uzdrowiony...
Zatem...reszta nie zobaczyła...nie zauważyła...
To zdanie mówi mi, że Bóg oczyszcza mnie cały czasy...Bóg mnie uzdrawia cały czas...
(no jeżeli oczywiście chcę tego uzdrowienia...i proszę o nie.) Ale...ja mogę być tak "zafiksowany" na swój problem, że nie dostrzegam, iż został on już rozwiązany...OK...mogę wierzyć...mogę się modlić...
mogę nawet odbywać "pielgrzymki" po nabożeństwach o uzdrowienie i uwolnienie...
A...jednocześnie mogę nie widzieć tego, że Bóg działa w moim życiu....
To spory problem...Takie swego rodzaju klapki na oczach.
A może tak dobrze mi jest z moimi problemami...I tak przyjemnie jest o nich mówić...
Bo kiedy inni się użalają nade mną...to jest mi dobrze...
Różne mogą być przyczyny...Ale jeżeli naprawdę wierzę, że Jezus działa...
że Bóg leczy...i przebacza grzechy...To moje oczy powinny być szeroko otwarte.
Muszę dostrzegać to, co On dla mnie robi...bo inaczej będę tylko szedł...
a dokąd dojdę? nie wiem...
A może oni wszyscy dostrzegli swoje oczyszczenie? Ale byli legalistami...
Mieli się pokazać kapłanom, to poszli się pokazać...Przecież Prawo Mojżeszowe mówiło wyraźnie.
Tylko kapłan może ocenić, czy jesteś czysty czy nie...
Zatem...ten, który wrócił...złamał prawo...
nie przestrzegał zasad, które precyzowała Księga Kapłańska, Księga Powtórzonego Prawa...
nie szanował Tory...
wrócę jeszcze do tej myśli...
Spójrzmy na drugi "podpunkt" On wraca wielbiąc Boga...
Dostrzegł swoje uzdrowienie...Więc chwali Boga...
Uwielbienie to naturalna odpowiedź na Bożą Interwencję w naszym życiu.
Nie możemy Bogu nic dać...możemy tylko oddawać Mu chwałę.
7. Do niego zaś rzekł: Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła.
Kolejne wersy mówią o tym, że tym, który wrócił był Samarytaninem (Samarytanie nie podzielali wierzeń Izraelitów. W pewnym momencie ich drogi wiary rozdzieliły się...to wyjaśnia jego mniejsze przywiązanie do "pokazania się kapłanom".) Czytam też, że dziękował Jezusowi, upadł na twarz...oddał Mu pokłon.
To oddanie chwały...gest uwielbienia...On uznał, że Jezus jest Panem....I to znak dla nas...
wiara to pierwszy krok...nawrócenie (czyli zejście z drogi, którą się kroczyło) to kolejny krok...
w końcu ostatni, ale najważniejszy to uznanie, że Jezus jest Zbawicielem i Panem...że to On jest sprawcą naszego uzdrowienia, oczyszczenia...uwolnienia z grzechu...
Ale istotne jest to, co Jezus mówi...Twoja wiara cię uzdrowiła...
Samarytanin złamał Prawo Mojżeszowe i nie pokazał się kapłanom, więc patrząc przez pryzmat prawa, nie został oczyszczony...Pozostałych dziewięciu stanęło w świątyni (przynajmniej tak podejrzewamy) pokazali się kapłanom, złożyli ofiarę...i stali się rytualnie czyści...Ale...nic poza tym...
Ten jeden stał się w pełni zdrowy...Ten fragment mówi, że są poziomy uzdrowienia...
możesz zostać oczyszczony, uwolniony z grzechów...ale dopóki nie oddasz chwały Bogu, zawsze będzie coś nie do końca OK...zawsze będzie jakiś niepokój...przekonanie, że coś nie do końca się zmieniło...
Ten jeden...został uzdrowiony...inni tylko oczyszczeni...
Ten jeden doświadczył pełnego uzdrowienia...
Tamci tylko rytualnej czystości...
A może i w nas jest tylko dążenie do rytualnej czystości...
to "wyprania" sumienia...A nie do odzyskania pełni zdrowia...
Chciejmy być tak jak ten jeden...Wróćmy w połowie drogi...
By podziękować Panu, bo wielkie rzeczy czyni dla nas.
Komentarze
Prześlij komentarz