Jacyś ludzie niosąc na łożu człowieka, który był sparaliżowany, starali się go wnieść i położyć przed Nim.

7 GRUDNIA 2020

Poniedziałek

Poniedziałek II tygodnia adwentu

Czytania: (Iz 35,1-10); (Ps 85,9ab-10,11-12,13-14); Aklamacja; (Łk 5,17-26);



Historia z Ewangelii na dziś rozgrywa się gdzieś w Galilei. Nie wiemy, gdzie dokładnie. Z relacji Ewangelisty wiemy, że Jezus przebywa z uczniami w domu. Oprócz zgromadzonych tłumów, byli tam także faryzeusze i uczeni w Piśmie. Cała elita religijna Izraela. Przybyli oni, jak odnotowuje  Łukasz, ze wszystkich miejscowości Galilei, Judei i Jerozolimy. Oczywiście nauczyciele Izraela towarzyszą Jezusowi w wielu miejscach. Sprawdzają Go, wystawiają na próbę, próbują złapać na wypowiedzeniu jakiegoś bluźnierstwa, by mieć podkładkę do skazania Go na śmierć. Tak jest i tym razem.

Tłum gromadzi się wokół Jezusa, bo Ten ma w sobie moc Pańską, dzięki której może uzdrawiać. Zatem wielu ludzi przychodzi szukając uzdrowienia, uleczenia z rozmaitych dolegliwości. Uwolnienia od złych duchów. Pocieszenia w strapieniach...

Wśród tłumu znajdują się ludzie, którzy towarzyszą sparaliżowanemu człowiekowi. Niosą go na specjalnym łożu, dziś powiedzielibyśmy noszach. Ale nie mogą przecisnąć się przez tłum. Bardzo zależy im na spotkaniu z Jezusem. Są zdeterminowani. Gotowi na każdy, nawet najbardziej radykalny krok, aby Go zobaczyć. I przedstawić Mu chorego. To z całą pewnością są jego przyjaciele. Jacyś zwykli pomocni przechodnie nie poświęcaliby się dla obcego człowieka. Zwłaszcza, że mentalność Żydów dotycząca choroby była specyficzna. Choroba była równoznaczna z grzechem. Zatem sparaliżowany od stóp do głów musiał być wielkim grzesznikiem. Jeśli dla ludzi, którzy go nieśli na noszach nie miało to znaczenia, musieli być dla niego kimś ważnym. A on dla nich...

Ale wróćmy do głównego wątku. Tak, jak zauważyłem, Czterech niosących sparaliżowanego robi coś nietypowego. Wykazuje się ogromną kreatywnością, ale i odwagą, by spotkać się z Jezusem. Wspinają się na dach domu. Rozbierają częściowo dach i spuszczają swojego przyjaciela na linach, wprost pod nogi Jezusa. Widząc tę scenę oczami wyobraźni, za każdym razem jest pod wielkim wrażeniem. Coś niesamowitego...Chciałoby się w tym momencie zapytać samego siebie:
Czy ja mam takich Czterech? Czy wśród setki moich znajomych ze szkoły, studiów, pracy, parafii, wspólnoty jest ktoś, kto jest gotów za mnie się modlić, gdy tego potrzebuję?
Czy potrafię poprosić swoich znajomych z "Fejsa" o modlitwę z taką samą otwartością, z jaką zabiegam o "lajki" dodając zdjęcia z imprezy, albo chwaląc się, że urodził mi się "bombelek"?
Tak... tak... te pytania kieruję również do siebie...
Bo jest to dla mnie spora trudność.

W czasie mojego zaangażowania we Wspólnotę, ciekawą akcją był łańcuszek modlitwy, który działał w małej grupce formacyjnej. Osoba, która potrzebuje modlitwy wysyłała SMS do umówionej osoby. Ta osoba modliła się i wysyłała wiadomość dalej - zgodnie z ustalonym wcześniej porządkiem. Kiedy wiadomość wracała do osoby, która prosiła o modlitwę, był to sygnał, że cała mała grupka pomodliła się w jej intencji. Naprawdę fajna sprawa. Warta polecenia... nie tylko wśród osób należących do wspólnot.

Módlmy się również za naszych chorych. Modlitwa wstawiennicza ma moc. A jeżeli nasza prywatna modlitwa wstawiennicza nie przynosi rezultatów, może warto poprosić o pomoc innych znajomych. Zanośmy naszych chorych przed Jezusa większą "ekipą" :) Otoczmy ich łóżka i wspólnie się módlmy. Pokonujmy schematy. Jezus tego właśnie pragnie. Wiary, która nie jest rutyną. Nie możesz wejść przez drzwi? Wejdź przez okno! A jeśli nie da się przez okno, zawsze jest jeszcze dach.

Jezus najpierw odpuszcza grzechy choremu. Odpuszczenie grzechów, przebaczenie win to wbrew pozorom był pocisk ciężkiego kalibru. Oczywiście oburza on uczonych w Piśmie, bo któż ma władzę odpuszczania grzechów? Jedynie Bóg. Ale Jezus jest prawdziwym Synem Bożym...I ma władzę odpuszczania grzechów. W tym miejscu warto zauważyć jeszcze jedną sprawę. Jezus pokazuje, że człowiek to nie jest istota, w której ciało, dusza i duch to trzy niezależne od siebie środowiska. Trzy samotne wyspy. Raczej wszystko jest z sobą połączone...

Nie można powiedzieć sobie, że kiedy choruje jedna sfera, to absolutnie nie ma to żadnego wpływu na dwie pozostałe. Choroba fizyczna, może prowadzić do kryzysu duchowego i różnych problemów emocjonalnych. Kryzysy duchowe mogą przejawiać się różnymi objawami somatycznymi. A problemy emocjonalne również mogą odbijać się na zdrowiu człowieka.

Wielu ludzi grzesząc ma wielkie poczucie winy. Czasem poczucie winy towarzyszy ludziom, których grzechy zostały odpuszczone.
Tym samym problem duchowy zaczyna oddziaływać na psychikę, emocje. Problemy emocjonalne często powodują zaburzenia snu, problemy z odżywianiem...a to prosta droga to chorób fizycznych. Dlatego też pierwszym krokiem do uzdrowienia fizycznego, jest uporządkowanie spraw duchowych...

Jezus wie o tym, bo zna stan duszy każdego człowieka...Stąd też mówi do chorego: "odpuszczają ci się twoje grzechy". A kiedy już grzechy są odpuszczone, wtedy można zająć się uzdrowieniem fizycznym. I Jezus robi to... Mówi Wstań, weź swoje łoże i chodź!
I wtedy chory zostaje uzdrowiony. Uzdrowiony podwójnie. Jego grzechy zostały odpuszczone...sprawy duchowe zostały uporządkowane...Zatem już nic nie stało na przeszkodzie by mógł zostać uleczony ze swojej choroby....

A my? Czy mamy problemy, które nas trapią...ale jednocześnie nie widzimy poprawy?
Mamy wrażanie, że nasze modlitwy nie zostają wysłuchane? Może warto zadbać wpierw o uporządkowanie spraw duchowych? Może warto zrobić porządny rachunek sumienia, odbyć spowiedź generalną? Może właśnie to będzie pierwszy krok do zmiany...
Do całkowitego uzdrowienia...

OK... Dziś dwa tematy do przemyślenia:
1. Czy potrafię wskazać cztery osoby (wśród najbliższych znajomych, kolegów, przyjaciół, może członków rodziny), na które mogę liczyć w sprawach duchowych. Czy mam swoich Czterech, którzy zanoszą mnie i moje problemy przed oblicze Jezusa? Można wypisać imiona na kartce, schować w Biblii i używać w razie potrzeby :) Ale i spójrzmy na temat od drugiej strony. Czy ja mogę być jednym z czterech dla kogoś innego? Może powinieneś zadzwonić do kogoś ze swoich przyjaciół i powiedzieć wprost: jeśli będziesz kiedyś potrzebować wsparcia duchowego, możesz liczyć na moją modlitwę. Możesz liczyć na to, że zabiorę Cię do kościoła... itp.

2. Spójrzmy na swoje życie i zastanówmy się nad swoimi problemami. Duchowymi, emocjonalnymi, fizycznymi. Jeśli zobaczymy, że odbijają się one na innych sferach naszego życia, zacznijmy działać?
Jeśli potrzeba nam dobrego spowiednika, psychologa i lekarza specjalisty, nie czekajmy, ale działajmy. Na wszystkich trzech frontach. Gwarantuję, że jeśli powierzymy swoje problemy Jezusowi, On będzie działać... Również przez odpowiednich specjalistów.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.

Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie.

Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz.