Wpisy z dni 1- 7. 11. 2015 r.
Niedziela
Uroczystość Wszystkich Świętych
Dzisiejsze czytania: Ap 7,2-4.9-14; Ps 24,1-6; 1 J 3,1-3; Mt 11,28; Mt 5,1-12a
Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami: Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni. Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię. Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni. Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi. Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni jesteście, gdy /ludzie/ wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie.
Błogosławieni czyli szczęśliwi...Jezus ogłasza, że szczęśliwi w oczach Boga są wszyscy ci, którzy
w oczach świata są uważani za "wykluczonych". Dziś nic się nie zmieniło...w wielu dziedzinach naszego życia pojawiają się różnice społeczne...Mówi się o powstawaniu "underclass."
Wykluczenie społeczne...to takie modne dziś słówko...
Bieda, problemy emocjonalne, nieśmiałość, niesprawiedliwość, cierpienie, choroby, prześladowanie.
To wszystko jest nam nieobce...może nawet zastanawiamy się dlaczego nas to dotyka, skoro jesteśmy "dobrymi ludźmi" a wszystkim "tym złym" zawsze powodzi się świetnie...albo jak w przysłowiu "bogatemu to i byk się ocieli". Jezus jednak stawia sprawę inaczej...prawdziwe błogosławieństwo może dać nam tylko Bóg...I w Jego oczach wszyscy odrzuceni przez świat są błogosławieni.
Błogosławieni zatem są ubodzy w duchu. Wyrażenie to oznacza ludzi pogrążonych w smutku, dotkniętych nieszczęściem: tych, których traktuje się niesprawiedliwie, bezsilnych, biednych.
To wszyscy ci, którzy mają jakieś niedostatki...czegoś ciągle im brakuje...
To nie tylko biedni w sensie finansowym...ale cierpiący na wszelkie "biedy". - Obietnicą, jaką daje Jezus jest: do nich należy królestwo niebieskie. Piękna obietnica...Mieć na własność królestwo niebieskie...To rekompensuje całą ziemską biedę...
Błogosławieni którzy się smucą. Wielu z nas się smuci, płacze...Pogrążamy się w "dołkach".
Czasem mamy powody...ale zdarza się, że nasz smutek jest nieuzasadniony...jest spowodowany brakiem czegoś...ale nie wiemy czego konkretnie. Jezus do wszystkich smutnych, zapłakanych, zdołowanych zapewnia: oni będą pocieszeni.
Błogosławieni cisi. Ludzie cisi...Jest ich sporo pośród nas. Nie wyróżniają się z tłumu, nie odzywają się na zajęciach, nie chodzą na imprezy. Brakuje im przebojowości, tak kochanej przez świat.
Często ich nieśmiałość może być powodem kompleksów...Może powodować frustrację...
poczucie bycia gorszym, Jezus jednak obiecuje: oni na własność posiądą ziemię. Wszystko zatem się odwróci...Tutaj może nam się wydawać, że to celebryci posiadają ziemię...
ale Bóg patrzy inaczej niż ludzie...Jego kryteria różnią się od naszych.
Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, Szczęśliwi są ci, którzy łakną i pragną sprawiedliwości. Niesprawiedliwie potraktowani...oglądający niesprawiedliwe traktowanie bliźnich.
Wszyscy, w których serce porusza się na widok braku sprawiedliwości. Świat często mówi, że do sławy i władzy trzeba iść po trupach...W serwisach informacyjnych widzimy jak kobieta ląduje w areszcie za 2000 złotych długu...a oszust, który zalegał z podatkami na 20 milionów przez lata jest bezkarny...Pytamy - całkiem słusznie - gdzie tu jest sprawiedliwość? A Jezus mówi nam:
Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.
Co to znaczy? To znaczy, że pragnienie sprawiedliwości zostanie zaspokojone...
Wszyscy ci, którzy jej pragną - dostąpią jej...i już nigdy więcej nie będą łaknąć sprawiedliwości...
Bo będą przebywać w obecności samego Boga, który jest Sprawiedliwością.
Błogosławieni miłosierni, miłosierdzie względem innych jest cenne...ale również nie odpowiada standardom świata...świat nie jest miłosierny względem ludzi...świat jest bezwzględny...
ludzie są bezwzględni...i często ludzie żyjący "na pohybel" pytają się: i po co mi to? czemu jestem miłosierny...czemu zawsze wyciągam pomocną dłoń do innych, skoro ludzie nie doceniają tego...
Ale Jezus daje odpowiedź: oni miłosierdzia dostąpią. Wszystko się zwróci...
Błogosławieni czystego serca, Czyste serce...Dziś prawdziwą sztuką jest je zachować...Dla świata to obciach...Świat powtarza słowa piosenki: "wierność jest nudna"
Seks jest biznesem...Piewcom poprawności politycznej i neutralności światopoglądowej przeszkadzają krzyże przydrożne, ale nie przeszkadzają roznegliżowane kobiety na bilbordach....
Feministkom przeszkadza macierzyństwo, ale nie przeszkadza prostytucja.
Czystość przedmałżeńska jest - zdaniem psychologów - wynaturzeniem...Ale wszelkiego rodzaju dewiacje stają się "jedną z opcji"...W tej sytuacji wielu z nas może pytać: Czy warto mieć czyste serce, skoro świat tego nie docenia? Ale Jezus odpowiada: oni Boga oglądać będą.
Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój. Pokój przeciwstawia się wojnie...Ale to zbyt ogólne stwierdzenie. Przecież w życiu jest wiele niepokojów...Prowadzimy tyle sporów...Można wręcz powiedzieć, że świat stara się nas za wszelką cenę podzielić...Pokazać: tu są "czerwoni" a tam "czarni".
Tu jest kościół "łagiewnicki" a tam "toruński"...Tu są "mohery" a tam "lemingi". I potem...kiedy już stworzy się podział...zaczynają się "wojenki". Patrzenie na siebie "spode łba"... Rzucanie obelg....
i zamykanie się wyłącznie na "swoją grupę"...która jest "najfajniejsza" a wszyscy inni to "ci niedobrzy".
Owszem złu trzeba się sprzeciwiać...
Niewłaściwe zachowania trzeba piętnować...
Ale każdemu człowiekowi należy się szacunek...bez względu na to, do której opcji się zalicza.
Wprowadzanie pokoju...dążenie do jedności...nie jest modne...
Bo świat od wielu, wielu lat wciąż wyznaje zasadę: Divide et impera...Dziel i rządź...
Podzielonymi ludźmi łatwiej sterować...
a pokój jest pierwszym krokiem do jedności...Dlatego Jezus daje obietnicę wszystkim tym, którzy wprowadzają pokój, oni będą nazwani synami Bożymi. Syn Boży jest Księciem Pokoju...
Dlatego każdy, kto wprowadza pokój, również zasługuje na miano syna Bożego.
Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, W tym miejscu przytoczę statystykę: Szacuje się, że do 2010 r. śmiercią męczeńską zginęło 70 mln chrześcijan, z tego w XX wieku 45 mln. W XXI co roku na świecie ginie ponad 100 tys. chrześcijan. Ale prześladowanie to nie tylko męczeńska śmierć...Czasem jesteśmy prześladowani w naszych środowiskach. Nasza wiara jest wyśmiewana...Nawet w rodzinie mogą się zdarzać prześladowania. Ile razy znajomi patrzyli na Ciebie dziwnie, bo przeżegnałeś się na stołówce? Ile razy ktoś rzucił obraźliwy komentarz, bo nie poszłaś na imprezę w piątek...To wszystko są małe i większe prześladowania...
Ile sporów w życiu toczyliśmy o życie poczęte...o in vitro...o promocję satanizmu w mediach?
Jak reagowali na to nasi znajomi? Czy padały pod naszym adresem oskarżenia o fundamentalizm?
To wszystko są prześladowania...Ale Jezus mówi: do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni jesteście, gdy /ludzie/ wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie.
Jesteśmy błogosławieni...
Czy zdajemy sobie z tego sprawę?
Poniedziałek
Wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych
Dzisiejsze czytania: I msza: Hi 19,1.23-27a; Ps 27,1.4.7.8b.9a.13-14; 1 Kor 15,20-24a.25-28; Ap 1,5-6; Łk 23,44-46.50.52-53;24,1-6a; II msza: Dn 12,1-3; Ps 42,2-3.5; Ps 43,3-4; Rz 6,3-9; J 3,16; J 11,32-45; III msza: Mdr 3,1-6.9; Ps 103,8,10.13-18; 2 Kor 4,14--5,1; J 6,40; J 14,1-6
Jezus powiedział do swoich uczniów: Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie. W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę. Odezwał się do Niego Tomasz: Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę? Odpowiedział mu Jezus: Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie.
W naszym życiu często pojawiają się niepokoje...lęki..
Patrzymy z niepewnością w przyszłość...nie wiemy, co przyniesie nam jutro...
Jezus jednak mówi do nas: Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie.
Mocna wiara w Jezusa, usuwa wszelki lęk...Trzeba tylko kurczowo się Go trzymać...
Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę. Jezus obiecuje, że idzie przygotować nam miejsce...
Ono czeka już na nas w Domu Ojca...Trzeba tylko znać drogę...
Czy jednak znamy drogę? Odezwał się do Niego Tomasz: Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę? To pytanie Tomasza być może nieobce jest i nam...
My również często nie znamy właściwej drogi...próbujemy iść po omacku...
Nasze duchowe GPSy prowadzą nas na manowce...Z przerażeniem uświadamiamy sobie, że jesteśmy w środku lasu...Że to nie jest "TA" droga...A Jezus mówi: znacie drogę...
Gdzie zatem jest "TA" droga?
Odpowiedział mu Jezus: Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie. Jezus mówi: Ja jestem drogą...Tylko przez Niego dotrzemy do Ojca.
Mamy patrzeć na Niego...Słuchać Go...Zawierzyć Mu...
On sam nas poprowadzi...
Wtorek
Dzisiejsze czytania: Rz 12,5-16a; Ps 131,1-3; Mt 11,28; Łk 14,15-24
(Łk 14,15-24)
Gdy Jezus siedział przy stole, jeden ze współbiesiadników rzekł do Niego: Szczęśliwy jest ten, kto będzie ucztował w królestwie Bożym. Jezus mu odpowiedział: Pewien człowiek wyprawił wielką ucztę i zaprosił wielu. Kiedy nadszedł czas uczty, posłał swego sługę, aby powiedział zaproszonym: Przyjdźcie, bo już wszystko jest gotowe. Wtedy zaczęli się wszyscy jednomyślnie wymawiać. Pierwszy kazał mu powiedzieć: Kupiłem pole, muszę wyjść, aby je obejrzeć; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego. Drugi rzekł: Kupiłem pięć par wołów i idę je wypróbować; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego. Jeszcze inny rzekł: Poślubiłem żonę i dlatego nie mogę przyjść. Sługa powrócił i oznajmił to swemu panu. Wtedy rozgniewany gospodarz nakazał słudze: Wyjdź co prędzej na ulice i zaułki miasta i wprowadź tu ubogich, ułomnych, niewidomych i chromych. Sługa oznajmił: Panie, stało się, jak rozkazałeś, a jeszcze jest miejsce. Na to pan rzekł do sługi: Wyjdź na drogi i między opłotki i zmuszaj do wejścia, aby mój dom był zapełniony. Albowiem powiadam wam: żaden z owych ludzi, którzy byli zaproszeni, nie skosztuje mojej uczty.
Gdy Jezus siedział przy stole, jeden ze współbiesiadników rzekł do Niego: Szczęśliwy jest ten, kto będzie ucztował w królestwie Bożym. Jezus mu odpowiedział: Pewien człowiek wyprawił wielką ucztę i zaprosił wielu. Kiedy nadszedł czas uczty, posłał swego sługę, aby powiedział zaproszonym: Przyjdźcie, bo już wszystko jest gotowe. Wtedy zaczęli się wszyscy jednomyślnie wymawiać. Pierwszy kazał mu powiedzieć: Kupiłem pole, muszę wyjść, aby je obejrzeć; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego. Drugi rzekł: Kupiłem pięć par wołów i idę je wypróbować; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego. Jeszcze inny rzekł: Poślubiłem żonę i dlatego nie mogę przyjść. Sługa powrócił i oznajmił to swemu panu. Wtedy rozgniewany gospodarz nakazał słudze: Wyjdź co prędzej na ulice i zaułki miasta i wprowadź tu ubogich, ułomnych, niewidomych i chromych. Sługa oznajmił: Panie, stało się, jak rozkazałeś, a jeszcze jest miejsce. Na to pan rzekł do sługi: Wyjdź na drogi i między opłotki i zmuszaj do wejścia, aby mój dom był zapełniony. Albowiem powiadam wam: żaden z owych ludzi, którzy byli zaproszeni, nie skosztuje mojej uczty.
Jezus kolejny raz przedstawia obraz uczty...To piękny obrazek. Radość ze wspólnego biesiadowania z Bogiem. Nie jakaś "stonowana" radość, ale radość na maxa. W końcu na weselu nie ma ludzi smutnych.
Tym razem jednak przypowieść jest nieco inna...Pewien człowiek wyprawił wielką ucztę i zaprosił wielu. Kiedy nadszedł czas uczty, posłał swego sługę, aby powiedział zaproszonym: Przyjdźcie, bo już wszystko jest gotowe. To oczywiste...Jeżeli ktoś wyprawia wielką ucztę, zaprasza swoich znajomych, przyjaciół, krewnych...W pierwszej kolejności zawsze zaprasza się bliskich, bo...kogo innego?
Jak to się ma do prawdy o Bogu?
Bóg wyprawia wielką ucztę...I zaprasza swoich wybranych.
On nie chce by ktokolwiek był głodny, ale pragnie życia wiecznego, życia w pełni Chwały.
Bóg kocha mnie...kocha Ciebie...Jego Miłość...wielka...nieskończona...silniejsza od jakiejkolwiek ludzkiej miłości...niezawodna...pewna...Boża Miłość...Ona jest "daniem głównym" na uczcie w Królestwie Bożym.
czy zatem jesteśmy gotowi przyjąć zaproszenie?
w przypowieści było nieco inaczej...
Wtedy zaczęli się wszyscy jednomyślnie wymawiać. Pierwszy kazał mu powiedzieć: Kupiłem pole, muszę wyjść, aby je obejrzeć; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego. Drugi rzekł: Kupiłem pięć par wołów i idę je wypróbować; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego. Jeszcze inny rzekł: Poślubiłem żonę i dlatego nie mogę przyjść. Sługa powrócił i oznajmił to swemu panu.
Zaproszeni na ucztę odrzucili ofertę...każdy miał swoją wymówkę...
Jezus pod tą analogią ukrył wszystkich faryzeuszy, uczonych w Prawie i im podobnych.
Ale to obraz ponadczasowy...i my możemy być tymi, którzy odrzucają ofertę Boga.
I tu widzę dwie grupy...Jedna z nich to ludzie samowystarczalni...Oni wychodzą z założenia, że nie potrzebują Boga, nie potrzebują zbawienia w Jezusie...po prostu radzą sobie sami...
Ich życie jest OK, dobrze się bawią...mają imprezę tu - na ziemi...po co im jakaś inna.
Jest też druga kategoria...To współcześni faryzeusze. W dużej mierze są to ludzie prawi, wierni Bożym Przykazaniom, Tradycji i w ogóle...ale jednocześnie tak bardzo uwikłali się w legalizm, że nie dostrzegają zaproszenia od Boga...są przekonani, że muszą zapracować na Bożą Miłość...że muszą się "wkupić w łaski" by zostać zbawionym. I czepiają się szczegółów, śledzą teorie spiskowe, doszukują się nadużyć liturgicznych itp. Bóg tymczasem kieruje do nich...i do wszystkich swoją ofertę.
Po prostu...trzeba ją tylko przyjąć...
A co jeśli powie się: Nie?
Wtedy rozgniewany gospodarz nakazał słudze: Wyjdź co prędzej na ulice i zaułki miasta i wprowadź tu ubogich, ułomnych, niewidomych i chromych. Sługa oznajmił: Panie, stało się, jak rozkazałeś, a jeszcze jest miejsce. Na to pan rzekł do sługi: Wyjdź na drogi i między opłotki i zmuszaj do wejścia, aby mój dom był zapełniony. Albowiem powiadam wam: żaden z owych ludzi, którzy byli zaproszeni, nie skosztuje mojej uczty. Bohater przypowieści - Pan, który przygotował ucztę - zarządził coś niespotykanego. Wyszedł poza schemat. Rozkazał sługom, by zaprosili obcych. Wszystkich ludzi, których spotkają. Mało tego...nakazał by wejść w zaułki miast...by wyjść na ulice...
To ważna myśl...zaułki i ulice kojarzą się z marginesem...niebezpiecznym towarzystwem.
Pan nakazuje by zaprosić wszystkich, których dzisiaj nazwalibyśmy "wykluczonymi społecznie".
Co ciekawe kiedy ci wszyscy ludzie przychodzą, nadal jest miejsce w domu...Pan nakazuje, by zapraszać dalej...bo dom musi być zapełniony.
Jest w tym fragmencie kilka ważnych prawd dla nas.
1. Bóg zaprasza każdego, bez wyjątku. Nie ma ludzi lepszych i gorszych.
2. Dla Boga szczególne miejsce zajmują ci, których inni odrzucili.
3. Bóg zachęca by każdy z nas szedł w "trudne miejsca", by tam mieszkający usłyszeli o Jego Uczcie.
4. W pierwszej kolejności zaproszenie kierowane jest do wiernych, ale jeśli oni odrzucają zaproszenie, staje się ono uniwersalne...
5. Na Bożej Uczcie nie zostają żadne puste krzesła. Ma być pełno gości...
Ma być nadmiar...
myślę, że wystarczy tyle myśli. Jasne zawsze można napisać więcej, ale każdy odnajdzie tu to, czego najbardziej potrzebuje...Jaka zatem jest Twoja odpowiedź na ofertę Boga?
Środa
Dzisiejsze czytania: Rz 13,8-10; Ps 112,1-2.4-5.9; 1 P 4,14; Łk 14,25-33
(Rz 13,8-10)
Nikomu nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością. Kto bowiem miłuje bliźniego, wypełnił Prawo. Albowiem przykazania: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj, i wszystkie inne - streszczają się w tym nakazie: Miłuj bliźniego swego jak siebie samego. Miłość nie wyrządza zła bliźniemu. Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa.
W zasadzie nie musiałbym nic pisać...Bo słowa z Listu do Rzymian są "oczywistą oczywistością".
Jezus uczył, że całe Prawo sprowadza się do przykazania miłości Boga i bliźniego.
Paweł mówi: Nikomu nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością. Tylko takie długi możemy zaciągać. Długi miłości...Powinniśmy kochać się wzajemnie, bo to Bóg pierwszy nas umiłował.
A Jego miłość zrealizowała się w Jezusie. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego dał...
Co my możemy więcej zrobić? Możemy tylko nieść dalej tę Miłość... Kto bowiem miłuje bliźniego, wypełnił Prawo. Prawo żydowskie, którego uczyli faryzeusze liczyło ponad 600 przykazań.
Jezus ograniczył je do jednego - miłości. Zatem miłość = wypełnienie Prawa.
Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa.
Nikomu nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością. Kto bowiem miłuje bliźniego, wypełnił Prawo. Albowiem przykazania: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj, i wszystkie inne - streszczają się w tym nakazie: Miłuj bliźniego swego jak siebie samego. Miłość nie wyrządza zła bliźniemu. Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa.
W zasadzie nie musiałbym nic pisać...Bo słowa z Listu do Rzymian są "oczywistą oczywistością".
Jezus uczył, że całe Prawo sprowadza się do przykazania miłości Boga i bliźniego.
Paweł mówi: Nikomu nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością. Tylko takie długi możemy zaciągać. Długi miłości...Powinniśmy kochać się wzajemnie, bo to Bóg pierwszy nas umiłował.
A Jego miłość zrealizowała się w Jezusie. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego dał...
Co my możemy więcej zrobić? Możemy tylko nieść dalej tę Miłość... Kto bowiem miłuje bliźniego, wypełnił Prawo. Prawo żydowskie, którego uczyli faryzeusze liczyło ponad 600 przykazań.
Jezus ograniczył je do jednego - miłości. Zatem miłość = wypełnienie Prawa.
Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa.
Czwartek
Dzisiejsze czytania: Rz 14,7-12; Ps 27,1.4.13-14; Mt 11,28; Łk 15,1-10
(Rz 14,7-12)
Nikt zaś z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc i w śmierci należymy do Pana. Po to bowiem Chrystus umarł i powrócił do życia, by zapanować tak nad umarłymi, jak nad żywymi. Dlaczego więc ty potępiasz swego brata? Albo dlaczego gardzisz swoim bratem? Wszyscy przecież staniemy przed trybunałem Boga. Napisane jest bowiem: Na moje życie - mówi Pan - przede Mną klęknie wszelkie kolano. a każdy język wielbić będzie Boga. Tak więc każdy z nas o sobie samym zda sprawę Bogu.
Nikt z nas nie żyje dla siebie...nie jesteśmy samotnymi wyspami. Często słyszymy to zdanie.
Słyszmy, że człowiek powołany jest do życia we Wspólnocie. Ale Paweł mówi coś więcej: Jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc i w śmierci należymy do Pana. Jeżeli uznajesz, że Jezus jest Twoim Zbawicielem i Panem...To jest Panem każdej rzeczywistości...KAŻDEJ. Nie ma takiego miejsca, w którym On by nie królował...
I nawet śmierć nie odłączy nas od Niego... Chrystus umarł i powrócił do życia, by zapanować tak nad umarłymi, jak nad żywymi. Nam się może wydawać, że śmierć jest końcem...bo ok...w pewnym sensie jest. Ale kiedy patrzysz na życie z perspektywy wiary...To tylko przejście do innej rzeczywistości.
Rzeczywistości przebywania z Bogiem.
Oczywiście każdy z nas o sobie samym zda sprawę Bogu...To nie jest tak, że miłosierny Bóg wszystko wybaczy...Wszyscy przecież staniemy przed trybunałem Boga. A sądzeni będziemy z naszej miłości.
Bóg jest Miłością...i chce byśmy i my stawali się Miłością...By MIŁOŚĆ była wypisana na naszych sztandarach. Miłość Boga, ale i miłość bliźniego...Dlaczego więc ty potępiasz swego brata? Albo dlaczego gardzisz swoim bratem? To pytanie być może jest zadawane dziś i nam...
Nikt zaś z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc i w śmierci należymy do Pana. Po to bowiem Chrystus umarł i powrócił do życia, by zapanować tak nad umarłymi, jak nad żywymi. Dlaczego więc ty potępiasz swego brata? Albo dlaczego gardzisz swoim bratem? Wszyscy przecież staniemy przed trybunałem Boga. Napisane jest bowiem: Na moje życie - mówi Pan - przede Mną klęknie wszelkie kolano. a każdy język wielbić będzie Boga. Tak więc każdy z nas o sobie samym zda sprawę Bogu.
Nikt z nas nie żyje dla siebie...nie jesteśmy samotnymi wyspami. Często słyszymy to zdanie.
Słyszmy, że człowiek powołany jest do życia we Wspólnocie. Ale Paweł mówi coś więcej: Jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc i w śmierci należymy do Pana. Jeżeli uznajesz, że Jezus jest Twoim Zbawicielem i Panem...To jest Panem każdej rzeczywistości...KAŻDEJ. Nie ma takiego miejsca, w którym On by nie królował...
I nawet śmierć nie odłączy nas od Niego... Chrystus umarł i powrócił do życia, by zapanować tak nad umarłymi, jak nad żywymi. Nam się może wydawać, że śmierć jest końcem...bo ok...w pewnym sensie jest. Ale kiedy patrzysz na życie z perspektywy wiary...To tylko przejście do innej rzeczywistości.
Rzeczywistości przebywania z Bogiem.
Oczywiście każdy z nas o sobie samym zda sprawę Bogu...To nie jest tak, że miłosierny Bóg wszystko wybaczy...Wszyscy przecież staniemy przed trybunałem Boga. A sądzeni będziemy z naszej miłości.
Bóg jest Miłością...i chce byśmy i my stawali się Miłością...By MIŁOŚĆ była wypisana na naszych sztandarach. Miłość Boga, ale i miłość bliźniego...Dlaczego więc ty potępiasz swego brata? Albo dlaczego gardzisz swoim bratem? To pytanie być może jest zadawane dziś i nam...
Piątek
Dzisiejsze czytania: Rz 15,14-21; Ps 98,1-4; 1 J 2,5; Łk 16,1-8
(Łk 16,1-8)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Pewien bogaty człowiek miał rządcę, którego oskarżono przed nim, że trwoni jego majątek. Przywołał go do siebie i rzekł mu: Cóż to słyszę o tobie? Zdaj sprawę z twego zarządu, bo już nie będziesz mógł być rządcą. Na to rządca rzekł sam do siebie: Co ja pocznę, skoro mój pan pozbawia mię zarządu? Kopać nie mogę, żebrać się wstydzę. Wiem, co uczynię, żeby mię ludzie przyjęli do swoich domów, gdy będę usunięty z zarządu. Przywołał więc do siebie każdego z dłużników swego pana i zapytał pierwszego: Ile jesteś winien mojemu panu? Ten odpowiedział: Sto beczek oliwy. On mu rzekł: Weź swoje zobowiązanie, siadaj prędko i napisz: pięćdziesiąt. Następnie pytał drugiego: A ty ile jesteś winien? Ten odrzekł: Sto korcy pszenicy. Mówi mu: Weź swoje zobowiązanie i napisz: osiemdziesiąt. Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił. Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światłości.
To jedna z „trudniejszych” przypowieści. Jak mógł Pan Jezus pochwalić nieuczciwość?! Starano się tłumaczyć na różny sposób ową nieuczciwość, np. że tak naprawdę to nie była nieuczciwość, ale jedynie pozbawianie się własnego dochodu… Nie da się rządcy jednak tak obronić. Sam Pan Jezus nazywa go nieuczciwym i nie ma co go wybielać. Problem polega na tym, że niewłaściwie podchodzimy do samej przypowieści. Odczytujemy Ewangelię jako orędzie moralne. Natomiast zasadniczo Ewangelia jest „dobrą nowiną” o życiu, a nie o porządnym postępowaniu. I ta przypowieść mówi o konieczności zdecydowanego wyboru życia w jego ostatecznym wymiarze, czyli życia wiecznego, a nie koncentruje się na wskazaniu zasad właściwego postępowania w relacjach z ludźmi.
Aby tę przypowieść dobrze zrozumieć, należałoby postawić pytanie: Czy prawdziwie starasz się przede wszystkim o życie wieczne? Prawdopodobnie każdy z wierzących odpowiedziałby, że oczywiście tak. W odpowiedzi na to trzeba przeczytać tę przypowieść, w której nieuczciwy rządca robi wszystko, aby sobie zapewnić przyszłość. Oczywiście kombinuje nieuczciwie, tak jak to bywa w świecie ludzi podobnych do niego. Ale to, co jest najważniejsze, to jego intensywność myślenia o przyszłości, o tym, co zrobić, aby uratować siebie w przyszłości. Natomiast tej intensywności brak w życiu ludzi pobożnych. Raczej dominuje myślenie zachowawcze i asekuracyjne. Nie tyle myślimy twórczo o tym, co winniśmy zrobić, ile raczej o tym, co robić lub nie, aby nie zrobić czegoś złego, a nawet czegoś, co za złe będzie poczytane. Często nawet jest to myślenie minimalistyczne: jakoś to będzie. Bóg jest miłosierny, to nas do siebie przygarnie. To jednak znaczy, że niepoważnie Go traktujemy. Nie ma w nas Bożej bojaźni, która zmusza do intensywnego myślenia, skoncentrowanego na życiu w królestwie Bożym. Pamiętamy, że Pan Jezus wyraźnie nam to wskazał: Starajcie się naprzód o królestwo [Boga] i o Jego Sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane.
Sobota
Jezus powiedział do swoich uczniów: Pewien bogaty człowiek miał rządcę, którego oskarżono przed nim, że trwoni jego majątek. Przywołał go do siebie i rzekł mu: Cóż to słyszę o tobie? Zdaj sprawę z twego zarządu, bo już nie będziesz mógł być rządcą. Na to rządca rzekł sam do siebie: Co ja pocznę, skoro mój pan pozbawia mię zarządu? Kopać nie mogę, żebrać się wstydzę. Wiem, co uczynię, żeby mię ludzie przyjęli do swoich domów, gdy będę usunięty z zarządu. Przywołał więc do siebie każdego z dłużników swego pana i zapytał pierwszego: Ile jesteś winien mojemu panu? Ten odpowiedział: Sto beczek oliwy. On mu rzekł: Weź swoje zobowiązanie, siadaj prędko i napisz: pięćdziesiąt. Następnie pytał drugiego: A ty ile jesteś winien? Ten odrzekł: Sto korcy pszenicy. Mówi mu: Weź swoje zobowiązanie i napisz: osiemdziesiąt. Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił. Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światłości.
To jedna z „trudniejszych” przypowieści. Jak mógł Pan Jezus pochwalić nieuczciwość?! Starano się tłumaczyć na różny sposób ową nieuczciwość, np. że tak naprawdę to nie była nieuczciwość, ale jedynie pozbawianie się własnego dochodu… Nie da się rządcy jednak tak obronić. Sam Pan Jezus nazywa go nieuczciwym i nie ma co go wybielać. Problem polega na tym, że niewłaściwie podchodzimy do samej przypowieści. Odczytujemy Ewangelię jako orędzie moralne. Natomiast zasadniczo Ewangelia jest „dobrą nowiną” o życiu, a nie o porządnym postępowaniu. I ta przypowieść mówi o konieczności zdecydowanego wyboru życia w jego ostatecznym wymiarze, czyli życia wiecznego, a nie koncentruje się na wskazaniu zasad właściwego postępowania w relacjach z ludźmi.
Aby tę przypowieść dobrze zrozumieć, należałoby postawić pytanie: Czy prawdziwie starasz się przede wszystkim o życie wieczne? Prawdopodobnie każdy z wierzących odpowiedziałby, że oczywiście tak. W odpowiedzi na to trzeba przeczytać tę przypowieść, w której nieuczciwy rządca robi wszystko, aby sobie zapewnić przyszłość. Oczywiście kombinuje nieuczciwie, tak jak to bywa w świecie ludzi podobnych do niego. Ale to, co jest najważniejsze, to jego intensywność myślenia o przyszłości, o tym, co zrobić, aby uratować siebie w przyszłości. Natomiast tej intensywności brak w życiu ludzi pobożnych. Raczej dominuje myślenie zachowawcze i asekuracyjne. Nie tyle myślimy twórczo o tym, co winniśmy zrobić, ile raczej o tym, co robić lub nie, aby nie zrobić czegoś złego, a nawet czegoś, co za złe będzie poczytane. Często nawet jest to myślenie minimalistyczne: jakoś to będzie. Bóg jest miłosierny, to nas do siebie przygarnie. To jednak znaczy, że niepoważnie Go traktujemy. Nie ma w nas Bożej bojaźni, która zmusza do intensywnego myślenia, skoncentrowanego na życiu w królestwie Bożym. Pamiętamy, że Pan Jezus wyraźnie nam to wskazał: Starajcie się naprzód o królestwo [Boga] i o Jego Sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane.
Sobota
Dzisiejsze czytania: Rz 16,3-9.16.22-27; Ps 145,2-5.10-11; 2 Kor 8,9; Łk 16,9-15
(Łk 16,9-15)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, aby gdy wszystko się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków. Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie. Jeśli więc w zarządzie niegodziwą mamoną nie okazaliście się wierni, prawdziwe dobro kto wam powierzy? Jeśli w zarządzie cudzym dobrem nie okazaliście się wierni, kto wam da wasze? żaden sługa nie może dwom panom służyć. Gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował; albo z tamtym będzie trzymał, a tym wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i mamonie. Słuchali tego wszystkiego chciwi na grosz faryzeusze i podrwiwali sobie z Niego. Powiedział więc do nich: To wy właśnie wobec ludzi udajecie sprawiedliwych, ale Bóg zna wasze serca. To bowiem, co za wielkie uchodzi między ludźmi, obrzydliwością jest w oczach Bożych.
Trochę zaskakuje ten dzisiejszy fragment... Pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, aby gdy wszystko się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków. Czy Jezus namawia do nieuczciwości?
Czy namawia do "kupowania sobie przyjaciół"? Na pewno nie...
Przecież w wielu miejscach podkreśla, że będąc Jego uczniami, nie jesteśmy z "tego" świata...
Dlaczego zatem w tym dzisiejszym fragmencie tak mocno zostało podkreślone, by jednak pozyskiwać sobie przyjaciół? By wykorzystywać pieniądz...uważany za "niegodziwą mamonę"...
Nie da się ukryć, że świat, w którym się obracamy jest zanurzony w pewnej...rzeczywistości.
W tej rzeczywistości ważną rolę odgrywa pieniądz...wiemy o tym doskonale, że kiedy zabraknie nam złotówki nie kupimy nic w sklepie...(no chyba, że ekspedientka jest naszą znajomą)
Z powodu pieniądza wielu ludzi dopuszcza się zła...wszystkie współczesne wojny toczą się w dużej mierze z chęci zdobycia zysków, przejęcia złóż surowców itp...
Mamona jest bożkiem, ale nie ulega wątpliwości, że pieniądz jest (i pewnie długo jeszcze będzie) środkiem płatniczym. Wykorzystujemy pieniądze w codziennym życiu...mało tego...pieniądze są potrzebne by nasze wspólnoty mogły funkcjonować, by mógł funkcjonować Kościół...
O co więc chodzi z pozyskiwaniem sobie przyjaciół? Czy chodzi o "kupowanie przyjaciół"?
Na pewno nie...pieniądze są symbolem naszego zaangażowania się w świat...Owszem od strony ekonomicznej...ale dziś ekonomia towarzyszy wszystkim sferą naszego życia.
Dlatego warto pozyskiwać sobie przyjaciół wszędzie tam, gdzie jesteśmy...W pracy, w szkole, w interesach...z ludźmi zawsze lepiej żyć w zgodzie niż w niezgodzie...To wszystko potem procentuje.
Życie na ziemi ma być dla nas okazją do nawiązywania pozytywnych relacji, bo gdy wszystko inne minie, gdy interesy się skończą...gdy pieniądze stracą swoją wartość...jedno pozostanie niezmienne - relacje międzyludzkie, więzi...uczucia...to one są ważne...
To tak trochę działanie na tej zasadzie: ja pomogę Tobie...Ty pomożesz mnie...
Bo na tym polega przyjaźń...na bezinteresownych dawaniu siebie...sobie nawzajem...
To wszystko są jednak małe rzeczy...przyziemne sprawy...Jezus podkreśla jednak...
Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie. To zdanie zawsze rozpatruję w kontekście odpowiedzialności, jaka spoczywa na ludziach mających większą władzę...Jeżeli ktoś jest nieuczciwy wobec własnej rodziny, nie stanie się nagle...niespodziewanie wzorem uczciwości jako minister...
Jeżeli ktoś okłamuje swoją żonę...tak samo będzie okłamywać wyborców...
Człowiek nie ma dwóch sumień...jednego dla przyjaciół, drugiego dla rodziny...
A jeżeli ma...to znaczy, że wpadł w duchową schizofrenię...
Dlatego każdy, kto marzy o wielkich akcjach...o wielkich rzeczach, które mógłby zdziałać,
musi wpierw wykazywać się w rzeczach małych...w codzienności...
Dla mnie to też trudne...Często łapię się na tym, że nie jestem wystarczająco wierny w "drobnych rzeczach" a jednocześnie chcę być wierny w "rzeczach wielkich"...Chcę wspierać ludzi, mówić im, jak należy postąpić...ale kiedy sam wpadam w kłopoty...tak trudno jest zastosować się do własnych rad.
Gdzieś kiedyś słyszałem takie zdanie, że jak ktoś ma bałagan w pokoju, to wielce prawdopodobne, że ma też bałagan w życiu...trudno mi oceniać czy to prawda...i czy do każdego to pasuje, ale jest w tym coś na rzeczy odnośnie dzisiejszego fragmentu Ewangelii.
Jeżeli ktoś w drobnych rzeczach nie jest wierny...nie jest dokładny...
To trudno żeby potrafił podołać, kiedy spocznie na nim większa odpowiedzialność.
Żaden sługa nie może dwom panom służyć. Gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował; albo z tamtym będzie trzymał, a tym wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i mamonie. To zdanie znamy dokładnie...Każdy z nas ma je gdzieś zakodowane w głowie...A jak jest z zastosowaniem się do niego?
Panu Bogu świeczkę a diabłu ogarek? Owszem...wierzę w Boga...wierzę Bogu...ufam Mu...
Staram się być Mu wierny...ale jednak...
No...trzeba być zabezpieczonym...na wszelki wypadek...
Ilu z nas ma takie podejście...zostawia sobie furtki...
Bo przecież nie można tak całkiem, całkiem zrezygnować ze "starego życia"...
Przecież niektóre rzeczy mogą się przydać...I tak stoimy w rozkroku...
Z jednej strony mamy świat, który mami...i któremu dajemy się od czasu do czasu porwać...
Bo przecież każdy musi czasem "zaszaleć"...a z drugiej strony jest Pan Bóg...
I tak sobie skaczemy...raz tu raz tam...Znamy to? Sam to często przerabiam na własnej skórze...
Tak bardzo polegam na sobie...na swoich siłach, wiedzy, znajomościach...a tak mało na Nim...
A On przecież mówi by powierzyć Mu swoją drogę...a On będzie sam działał...
Dlatego prośmy wszyscy Pana byśmy mogli całkowicie Mu zaufać...i już nigdy więcej nie zwracać się ku naszym prywatnym mamonom.
Komentarze
Prześlij komentarz