Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana?

Środa

Wspomnienie św. Agaty, dziewicy i męczennicy

 Dzisiejsze czytania: 2 Sm 24,2.9-17; Ps 32,1-2.5-7; Dz 16,14b; Mk 6,1-6

(Mk 6,1-6)
Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze; a wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce. Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry? I powątpiewali o Nim. A Jezus mówił im: Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony. I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.

Dziś w Ewangelii Jezus przybywa do rodzinnego miasta. W szabat zaczyna nauczać.
Wywołuje do zdziwienie wśród mieszkańców. Pytają: Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce. Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry? Cóż za ironia losu...
W każdym mieście i wiosce tłumy czekają na Jezusa...Pragną by ich nauczał, by uzdrawiał ich chorych i wypędzał złe duchy...Kiedy Jezus przychodzi w rodzinne strony, nikt nie cieszy się na Jego widok.
Jest tylko zdziwienie...Postawa ta bierze się z zamknięcia na Bożą Rzeczywistość...
Oni widzą w Jezusie swojego sąsiada...Kogoś, kto wzrastał w ich sąsiedztwie, gdzie mieszkają wszyscy krewni...Dobrze Go znali...Z pewnością przychodzili często do warsztatu Józefa...
Dla nich Jezus...był po prostu jednym z nich...I nagle ten ich sąsiad przychodzi do synagogi i naucza jak jakiś rabbi...A przecież On nie kończył żadnych szkół..."Wiemy o Jego rodzinie wszystko. U nas w wiosce wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą. Więc jakim cudem ten syn cieśli przychodzi do synagogi i naucza nas? Czy On się uważa za lepszego niż my?" Być może takie myśli towarzyszyły tym ludziom?

Czy i my nie mamy czasem podobnych doświadczeń? Wszyscy wokoło nas lubią...jesteśmy doceniani, nasza praca jest szanowana...a kiedy wracamy w rodzinne strony...nagle to wszystko znika. Bo dla rodziny i sąsiadów zawsze będziemy tymi ludźmi, których oni codziennie mijali na drodze, którzy dorastali na ich oczach. To takie patrzenie z klapkami na oczach...Dla pobratymców Jezus zawsze będzie "chłopakiem z ich wioski." Nigdy nie zobaczą w Nim Syna Bożego...Podobnie z naszymi doświadczeniami...Dla naszych sąsiadów zawsze będziemy "Jasiem Kowalskim z tamtego bloku" i w ich ocenie nic tego nie zmieni...

I powątpiewali o Nim. To niedocenianie Jezusa przez sąsiadów przeradza się w powątpiewanie...
To już nie jest zwykłe lekceważenie, poufałość, ale powątpiewanie w Jego Boską Misję...
To odrzucenie Jezusa...Powiedzenie...Niemożliwe by On był Mesjaszem...Mesjasz to będzie Ktoś...
To będzie Król...A to jest nasz sąsiad...Kiedy sławna osoba wraca w rodzinne strony, ludzie również mówią: "to nasz sąsiad...znamy go od dziecka." ale wtedy mamy do czynienia z inną postawą...
Tacy sąsiedzi są dumni, że "jeden z nich" się wybił...owszem bywa i tak (jak napisałem wyżej) że traktują nas lekceważąco...ale częściej są to raczej pozytywne postawy...W przypadku Jezusa mówimy jednak o skrajnie negatywnej postawie...Jezus odpowiada na to: Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony. Dziś też powtarza się to zdanie... "nikt nie jest prorokiem we własnym kraju." Ta prawda przewija się przez karty Pisma Świętego...ta prawda często towarzyszy i nam...Jak reagują Twoi znajomi, przyjaciele, rodzina, kiedy próbujesz zabrać głos w ważnej sprawie...upomnieć ich? Są dumni z Twojej postawy? Dziękują Ci za zwrócenie im uwagi?
Czy może pada słynne zdanie: Kim Ty jesteś i co sobie wyobrażasz, żeby nam zwracać uwagę?
Wiemy dobrze co mamy robić...A Ty nie jesteś dla nas żadnym autorytetem. Poza tym...masz mleko pod nosem a my przeżyliśmy kawał życia...Jezus tego doświadczył...
My też z pewnością doświadczymy...
Zwłaszcza, kiedy decydujesz się na pójście z Nim...kiedy zmieniasz swoje życie radykalnie....
Wtedy zwykle mogą pojawić się problemy...i nie od obcych...ale właśnie od swoich.

W Ewangelii czytamy dalej:  I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.
Nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, bo do cudu potrzebna jest wiara...Jeżeli nie wierzysz, że Jezus może Ci pomóc....nie pomoże Ci...i to nie dlatego, że nie może...że nie jest w stanie...ale dlatego, że to TY się na cud zamykasz...Jeżeli widzisz w Jezusie jedynie postać z historii...daleką...mityczną...To ON nic nie zmieni.
Jeżeli zaś Jezus jest Twoim Panem...Jest Ci bliski...wtedy możesz prosić GO o wszystko...a to się spełni.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz.

Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie.

Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.