Córko, twoja wiara cię ocaliła... Dziewczynko, mówię ci, wstań!
Wtorek
Dzisiejsze czytania: 2 Sm 18,9-10.14b.24-25a.31-19,3; Ps 86,1-6; Mt 8,17; Mk 5,21-43
(Mk 5,21-43)
Gdy Jezus przeprawił się z powrotem w łodzi na drugi brzeg, zebrał się wielki tłum wokół Niego, a On był jeszcze nad jeziorem. Wtedy przyszedł jeden z przełożonych synagogi, imieniem Jair. Gdy Go ujrzał, upadł Mu do nóg i prosił usilnie: Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła. Poszedł więc z nim, a wielki tłum szedł za Nim i zewsząd na Niego napierał. A pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi. Wiele przecierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej. Słyszała ona o Jezusie, więc przyszła od tyłu, między tłumem, i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa. Zaraz też ustał jej krwotok i poczuła w ciele, że jest uzdrowiona z dolegliwości. A Jezus natychmiast uświadomił sobie, że moc wyszła od Niego. Obrócił się w tłumie i zapytał: Kto się dotknął mojego płaszcza? Odpowiedzieli Mu uczniowie: Widzisz, że tłum zewsząd Cię ściska, a pytasz: Kto się Mnie dotknął. On jednak rozglądał się, by ujrzeć tę, która to uczyniła. Wtedy kobieta przyszła zalękniona i drżąca, gdyż wiedziała, co się z nią stało, upadła przed Nim i wyznała Mu całą prawdę. On zaś rzekł do niej: Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości! Gdy On jeszcze mówił, przyszli ludzie od przełożonego synagogi i donieśli: Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela? Lecz Jezus słysząc, co mówiono, rzekł przełożonemu synagogi: Nie bój się, wierz tylko! I nie pozwolił nikomu iść z sobą z wyjątkiem Piotra, Jakuba i Jana, brata Jakubowego. Tak przyszli do domu przełożonego synagogi. Wobec zamieszania, płaczu i głośnego zawodzenia, wszedł i rzekł do nich: Czemu robicie zgiełk i płaczecie? Dziecko nie umarło, tylko śpi. I wyśmiewali Go. Lecz On odsunął wszystkich, wziął z sobą tylko ojca, matkę dziecka oraz tych, którzy z Nim byli, i wszedł tam, gdzie dziecko leżało. Ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: Talitha kum, to znaczy: Dziewczynko, mówię ci, wstań! Dziewczynka natychmiast wstała i chodziła, miała bowiem dwanaście lat. I osłupieli wprost ze zdumienia. Przykazał im też z naciskiem, żeby nikt o tym nie wiedział, i polecił, aby jej dano jeść.
Dzisiejszy fragment z Ewangelii opowiada o dwóch cudach Jezusa. Jednym z nich jest wskrzeszenie córki Jaira, drugim uzdrowienie kobiety cierpiącej na krwotok. Historia opisywana przez ewangelistę Marka rozpoczyna się w momencie, gdy do Jezusa przychodzi przełożony synagogi o imieniu Jair. Prosi Jezusa o pomoc, bo jego córka umiera. Wierzy jednak, że Jezus ma moc, by jej pomóc i uzdrowić ją. Jezus oraz otaczający Go tłum ruszają do domu przełożonego synagogi. W tłumie jest pewna kobieta, która cierpi na krwotok. Ze swoim cierpieniem zmaga się już od dwunastu lat. Czytam: Wiele przecierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej. Słyszała ona o Jezusie, więc przyszła od tyłu, między tłumem, i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa. Kobieta ta, jak widać do ostatniej chwili szukała "konwencjonalnych" metod pomocy. Odwiedzała różnych lekarzy, ale żaden nie potrafił jej pomóc. W końcu dowiedziała się o Jezusie i uznała, że tylko On może jej pomóc. My również mamy taką postawę. Staramy się szukać różnych sposób na nasze problemy, zanim zrozumiemy, że tylko Jezus może nam pomóc. Szukamy rozwiązań bazując na własnej wiedzy, doświadczeniu itp. Dopiero gdy jest bardzo źle, wtedy chwytam się płaszcza Jezusa. A On uzdrawia nas... Bo ma moc by zaradzić naszym problemom.
Patrząc na bohaterkę dzisiejszej perykopy, podziwiam jej wiarę i determinację. Bo przecież mogła powiedzieć sobie: Muszę się za wszelką cenę spotkać z tym Jezusem. Muszę przedstawić Mu dokładnie mój problem. Opisać ze szczegółami swoją chorobę. Nie mogę niczego pominąć. A On postawi diagnozę i uleczy mnie... Nie! Ona nie myślała w taki uporządkowany, racjonalny sposób. Była w niej pewna desperacja, ale również wiara... "Gdybym choć frędzli Jego płaszcza się dotknęła". Silna wiara, że Jezus ma moc. Jest prawdziwym Synem Bożym... Nie potrzebuje zatem żadnych schematów, by dokonać cudu w naszym życiu. Jezus nie uzdrawia wyłącznie na mszach z modlitwą o uzdrowienie...
Dlaczego zatem takie cuda nie mają miejsca każdego dnia? Bo brak nam wiary...
Brak nam takiej determinacji... A tego właśnie trzeba. Uchwycenia się płaszcza Jezusa...
Przedarcia się przez tłum... Przecież dzisiejsza bohaterka mogła powiedzieć: "Taki tłum... nie przecisnę się.
Nie mam szans... Może innym razem". Nie! Ona się przedzierała przez tłum... Pragnęła doświadczyć uzdrowienia... A czy my tak pragniemy Jezusa jak ona? Czy jesteśmy gotowi przeciskać się przez tłum, by spotkać się z Jezusem? Czy walczymy o naszą relację z Nim? Czy może odpuszczamy po jednej porażce?
Jezus czuje, że moc od Niego wyszła... I odwrócił się... szukając osoby, która się Go dotknęła.
Uczniowie racjonalizują. Mówią: tłum zewsząd napiera, ale Jezus zna serca ludzi. I wie, że w tłumie jest osoba, która z wiarą, że On wszystko może, dotknęła się Jego płaszcza. Kobieta wychodzi z tłumu i daje świadectwo swojego uzdrowienia. On zaś rzekł do niej: Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości! Kiedy doświadczymy uzdrowienia, nie wolno nam stać w tłumie.
Musimy wyjść i zaświadczyć. Nie możemy nie mówić o tym, czego doświadczyliśmy... o tym, co nas spotkało. Trzeba oddać chwałę Bogu. Jezus stawia kobietę za wzór. Pokazuje, że ten, kto wierzy, dozna uzdrowienia nawet jeżeli dotknie się płaszcza. Czy mamy taką wiarę?
Gdy On jeszcze mówił, przyszli ludzie od przełożonego synagogi i donieśli: Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela? Lecz Jezus słysząc, co mówiono, rzekł przełożonemu synagogi: Nie bój się, wierz tylko! I nie pozwolił nikomu iść z sobą z wyjątkiem Piotra, Jakuba i Jana, brata Jakubowego. W tym miejscu akcja Ewangelii wraca do Jaira...Jego słudzy przychodzą i informują, że córeczka umarła...i że nie warto trudzić Nauczyciela...Dla nich to już koniec...Sprawa zamknięta...
Dziecko nie żyje, więc już nawet Jezus nie pomógł... Lecz Jezus słysząc, co mówiono, rzekł przełożonemu synagogi: Nie bój się, wierz tylko! To ciekawe...Jezus mówi Jairowi: wierz tylko...
A wcześniej mówi do kobiety: Twoja wiara cię uzdrowiła...Możemy mieć zatem pewność, że tamto uzdrowienie było znakiem dla przełożonego synagogi...Kiedy wierzysz...wszystko jest możliwe...
Jeżeli kobieta mogła zostać uzdrowiona tylko dlatego, że dotknęła się płaszcza...to uwierz, że mogę wskrzesić z martwych twoje dziecko...Zatem: nie bój się, wierz tylko!
Tak przyszli do domu przełożonego synagogi. Wobec zamieszania, płaczu i głośnego zawodzenia, wszedł i rzekł do nich: Czemu robicie zgiełk i płaczecie? Dziecko nie umarło, tylko śpi. I wyśmiewali Go. Dziewczynka umarła, więc cały zgiełk i płacz był naturalny...Ale Jezus mówi coś zaskakującego: Dziecko nie umarło, tylko śpi...Zaskakująca odpowiedź? Nie do końca...Jezus patrzy na to wydarzenie z Boskiej Perspektywy...patrząc po ludzku śmierć jest końcem...to kropka postawiona na końcu zdania...Dla Boga nie ma śmierci...jest sen...Sen jest przejściowym stanem...To przecinek, który oddziela jedną rzeczywistość od drugiej....
Lecz On odsunął wszystkich, wziął z sobą tylko ojca, matkę dziecka oraz tych, którzy z Nim byli, i wszedł tam, gdzie dziecko leżało. Ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: Talitha kum, to znaczy: Dziewczynko, mówię ci, wstań! Nie wiem czemu, ale za każdym razem gdy wsłuchuję się lub gdy czytam ten fragment, mam takie wewnętrzne przekonanie, że to: Talitha kum Jezus wypowiada każdego dnia do nas...Często wkręceni w naszą codzienność, zdajemy się uśpieni...a może nawet umarli...
puści w środku...Jezus tak jak w ewangelicznym opisie...przychodzi do nas, bierze nas za rękę i mówi - Talihta kum...To taki niesamowity dla mnie obrazek...
Życie, które dla racjonalistów nie ma racji bytu...jest skończone...
Śmierć nie musi być dosłowna, jak w tym fragmencie...
Może to być śmierć społeczna...możesz dla kogoś nie żyć...czyli być człowiekiem przegranym...
na dnie...Tobie też Jezus mówi Talitha kum...Powtórzę się, ale myśląc o tej historii z Ewangelii, w uszach brzmi mi piosenka zespołu Love Story...I jest ona doskonałym odniesieniem Słowa Bożego na dziś w naszym codziennym życiu.
Dziewczynka natychmiast wstała i chodziła, miała bowiem dwanaście lat. I osłupieli wprost ze zdumienia. Przykazał im też z naciskiem, żeby nikt o tym nie wiedział, i polecił, aby jej dano jeść.
Słowo - klucz z tego zdania? Osłupieli wprost ze zdumienia...Właśnie tak działa Jezus...
Kiedy zaprosisz Go do swojego życia, kiedy pozwolisz ująć się za rękę i powiedzieć: Dziewczynko (Chłopcze) mówię Ci wstań! Wtedy wszyscy osłupieją, kiedy zobaczą cię Prawdziwie Żywego.
Patrząc na bohaterkę dzisiejszej perykopy, podziwiam jej wiarę i determinację. Bo przecież mogła powiedzieć sobie: Muszę się za wszelką cenę spotkać z tym Jezusem. Muszę przedstawić Mu dokładnie mój problem. Opisać ze szczegółami swoją chorobę. Nie mogę niczego pominąć. A On postawi diagnozę i uleczy mnie... Nie! Ona nie myślała w taki uporządkowany, racjonalny sposób. Była w niej pewna desperacja, ale również wiara... "Gdybym choć frędzli Jego płaszcza się dotknęła". Silna wiara, że Jezus ma moc. Jest prawdziwym Synem Bożym... Nie potrzebuje zatem żadnych schematów, by dokonać cudu w naszym życiu. Jezus nie uzdrawia wyłącznie na mszach z modlitwą o uzdrowienie...
Dlaczego zatem takie cuda nie mają miejsca każdego dnia? Bo brak nam wiary...
Brak nam takiej determinacji... A tego właśnie trzeba. Uchwycenia się płaszcza Jezusa...
Przedarcia się przez tłum... Przecież dzisiejsza bohaterka mogła powiedzieć: "Taki tłum... nie przecisnę się.
Nie mam szans... Może innym razem". Nie! Ona się przedzierała przez tłum... Pragnęła doświadczyć uzdrowienia... A czy my tak pragniemy Jezusa jak ona? Czy jesteśmy gotowi przeciskać się przez tłum, by spotkać się z Jezusem? Czy walczymy o naszą relację z Nim? Czy może odpuszczamy po jednej porażce?
Jezus czuje, że moc od Niego wyszła... I odwrócił się... szukając osoby, która się Go dotknęła.
Uczniowie racjonalizują. Mówią: tłum zewsząd napiera, ale Jezus zna serca ludzi. I wie, że w tłumie jest osoba, która z wiarą, że On wszystko może, dotknęła się Jego płaszcza. Kobieta wychodzi z tłumu i daje świadectwo swojego uzdrowienia. On zaś rzekł do niej: Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości! Kiedy doświadczymy uzdrowienia, nie wolno nam stać w tłumie.
Musimy wyjść i zaświadczyć. Nie możemy nie mówić o tym, czego doświadczyliśmy... o tym, co nas spotkało. Trzeba oddać chwałę Bogu. Jezus stawia kobietę za wzór. Pokazuje, że ten, kto wierzy, dozna uzdrowienia nawet jeżeli dotknie się płaszcza. Czy mamy taką wiarę?
Gdy On jeszcze mówił, przyszli ludzie od przełożonego synagogi i donieśli: Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela? Lecz Jezus słysząc, co mówiono, rzekł przełożonemu synagogi: Nie bój się, wierz tylko! I nie pozwolił nikomu iść z sobą z wyjątkiem Piotra, Jakuba i Jana, brata Jakubowego. W tym miejscu akcja Ewangelii wraca do Jaira...Jego słudzy przychodzą i informują, że córeczka umarła...i że nie warto trudzić Nauczyciela...Dla nich to już koniec...Sprawa zamknięta...
Dziecko nie żyje, więc już nawet Jezus nie pomógł... Lecz Jezus słysząc, co mówiono, rzekł przełożonemu synagogi: Nie bój się, wierz tylko! To ciekawe...Jezus mówi Jairowi: wierz tylko...
A wcześniej mówi do kobiety: Twoja wiara cię uzdrowiła...Możemy mieć zatem pewność, że tamto uzdrowienie było znakiem dla przełożonego synagogi...Kiedy wierzysz...wszystko jest możliwe...
Jeżeli kobieta mogła zostać uzdrowiona tylko dlatego, że dotknęła się płaszcza...to uwierz, że mogę wskrzesić z martwych twoje dziecko...Zatem: nie bój się, wierz tylko!
Tak przyszli do domu przełożonego synagogi. Wobec zamieszania, płaczu i głośnego zawodzenia, wszedł i rzekł do nich: Czemu robicie zgiełk i płaczecie? Dziecko nie umarło, tylko śpi. I wyśmiewali Go. Dziewczynka umarła, więc cały zgiełk i płacz był naturalny...Ale Jezus mówi coś zaskakującego: Dziecko nie umarło, tylko śpi...Zaskakująca odpowiedź? Nie do końca...Jezus patrzy na to wydarzenie z Boskiej Perspektywy...patrząc po ludzku śmierć jest końcem...to kropka postawiona na końcu zdania...Dla Boga nie ma śmierci...jest sen...Sen jest przejściowym stanem...To przecinek, który oddziela jedną rzeczywistość od drugiej....
Lecz On odsunął wszystkich, wziął z sobą tylko ojca, matkę dziecka oraz tych, którzy z Nim byli, i wszedł tam, gdzie dziecko leżało. Ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: Talitha kum, to znaczy: Dziewczynko, mówię ci, wstań! Nie wiem czemu, ale za każdym razem gdy wsłuchuję się lub gdy czytam ten fragment, mam takie wewnętrzne przekonanie, że to: Talitha kum Jezus wypowiada każdego dnia do nas...Często wkręceni w naszą codzienność, zdajemy się uśpieni...a może nawet umarli...
puści w środku...Jezus tak jak w ewangelicznym opisie...przychodzi do nas, bierze nas za rękę i mówi - Talihta kum...To taki niesamowity dla mnie obrazek...
Życie, które dla racjonalistów nie ma racji bytu...jest skończone...
Śmierć nie musi być dosłowna, jak w tym fragmencie...
Może to być śmierć społeczna...możesz dla kogoś nie żyć...czyli być człowiekiem przegranym...
na dnie...Tobie też Jezus mówi Talitha kum...Powtórzę się, ale myśląc o tej historii z Ewangelii, w uszach brzmi mi piosenka zespołu Love Story...I jest ona doskonałym odniesieniem Słowa Bożego na dziś w naszym codziennym życiu.
Dziewczynka natychmiast wstała i chodziła, miała bowiem dwanaście lat. I osłupieli wprost ze zdumienia. Przykazał im też z naciskiem, żeby nikt o tym nie wiedział, i polecił, aby jej dano jeść.
Słowo - klucz z tego zdania? Osłupieli wprost ze zdumienia...Właśnie tak działa Jezus...
Kiedy zaprosisz Go do swojego życia, kiedy pozwolisz ująć się za rękę i powiedzieć: Dziewczynko (Chłopcze) mówię Ci wstań! Wtedy wszyscy osłupieją, kiedy zobaczą cię Prawdziwie Żywego.
Komentarze
Prześlij komentarz