Jezus czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi.

Środa

Święto św. Stanisława Kostki, zakonnika, patrona Polski

 Dzisiejsze czytania: Mdr 4,7-15 (1 J 2,12-17); Ps 148,1-2.11-13a.13c-14; Mt 5,8; Łk 2,41-52

(Łk 2,41-52)
Rodzice Jezusa chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie. Lecz On im odpowiedział: Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany. A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu. Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi.

 Dziś w Święto św. Stanisława Kostki, wsłuchujemy się w Ewangelię opisującą znalezienie Pana Jezusa w świątyni. Kiedy spojrzymy płytko na dzisiejszy fragment, możemy dojść do wniosku, że dwunastoletni Jezus jest - mówiąc kolokwialnie - niegrzeczny. Odłącza się od rodziców, znika na trzy dni...a kiedy się odnajduje w świątyni pyta: "Czemuście mnie szukali". Wszyscy zwolennicy tradycyjnego wychowania, gdyby byli świadkami podobnego zdarzenia, pewnie pokiwaliby głową mówią: "do tego właśnie prowadzą te nowoczesne metody. Wychowanie bezstresowe". Ale przecież my nie patrzymy płytko...i nie wyrywamy pewnych zdań z kontekstu. Tylko rozpatrujemy dany fragment w całości...i szukamy odniesień do własnego życia...Ciekawy jest fakt, że patron dzisiejszego dnia, również był nieposłuszny rodzicom. Wbrew ich decyzji poszedł do zakonu. A dziś jest świętym - patronem młodzieży.

Wrócę jednak do analizy tekstu biblijnego na dziś. Rodzice Jezusa chodzili co roku do Jerozolimy.
Byli bez wątpienia pobożnymi Żydami. Święto Paschy ściągało do stolicy wielkie tłumy. Świętowanie Paschy trwało kilka dni. Po jego zakończeniu wszyscy udawali się do swoich domów. Zazwyczaj w otoczeniu najbliższych. Warto podkreślić, że wydarzenia opisywane przez Łukasza mają miejsce, kiedy Jezus ma dwanaście lat, zatem w rozumieniu ówczesnego prawa, nie jest jeszcze dorosły. Dopiero trzynastoletni młodzieńcy zaczynali podlegać Prawu. W związku z tym wcale nie musiał uczestniczyć w tych pielgrzymkach. Maryja z Józefem, zabierają Go jednak każdego roku na święta, bo chcą od najmłodszych lat zaszczepić w Nim poszanowanie dla tradycji. A Jezus w duchu posłuszeństwa pielgrzymuje ze swoją rodziną...

Tym razem jednak Jezus gubi się...Rodzice z początku nie zwracają na ten fakt uwagi. Przecież do domu wracają także ich krewni, którzy prawdopodobnie również mają dzieci. Zatem Jezus - jak każdy chłopak
w Jego wieku - chce przebywać z rówieśnikami. Myślę, że w ten sposób mogli się uspokajać nawzajem Maryja z Józefem. Ale nie znaleźli Go wśród krewnych i znajomych. Wtedy uświadomili sobie, że Jezus zaginął. Rozpoczęło się rozpaczliwe poszukiwanie. Łatwo sobie wyobrazić, co musieli przeżywać.
Nie jestem wprawdzie jeszcze rodzicem, ale patrzę na ten problem z drugiej strony...z dystansem.
Sam kilka razy wywinąłem rodzicom taki numer, że wróciłem dużo po umówionej godzinie....
Nie rozumiałem tego o co oni właściwie się martwią, bo przecież oto jestem, wróciłem...cały i zdrowy.
Ale dziś - po latach - wyciągam wnioski...i wiem, że to było szczeniackie i nieodpowiedzialne z mojej strony.

Józef z Maryją szukają zatem Jezusa "z bólem serca". To despercakie poszukiwanie ich syna, ale jednocześnie Syna Bożego trwa trzy dni. Te trzy dni są symboliczne. Wskazują na inne trzy dni bez Jezusa.
Te między Jego męką a zmartwychwstaniem. Maryja i Józef odnajdują Go w świątyni, między nauczycielami
Jednak nie był biernym słuchaczem. Dyskutował z nimi. Zadawał pytania. I zadziwiał wszystkich bystrością swojego umysłu. Dla uczonych w Piśmie to musiał być spory szok, że dwunastolatek "zagina ich" swoją wiedzą, spostrzegawczością, dogłębną analizą. Pewnie pytali sami siebie "skąd On to ma"?
Przecież podobne pytania padały, kiedy dorosły Jezus nauczał....

Ale nie tylko nauczyciele w świątyni byli zdziwieni. Kiedy rodzice odnajdują Jezusa również się dziwią.
Dziwią się, że znaleźli Go w świątyni? Czy dziwią się, że prowadzi naukowe dyskusje z uczonymi w Piśmie?
A może jedno i drugie? Pozostaje tylko pytanie skąd to ich zdziwienie? Przecież wiedzieli Kim jest Jezus.
Nie wiedzieli tego faryzeusze w świątyni, ale Maryja z Józefem wiedzieli, że to nie jest zwykłe dziecko, ale Syn Boży. Trzeba jednak pamiętać, że w szarzyźnie dnia codziennego pewne oczywiste fakty się zacierają.
W tych rodzinnych doświadczeniach nie było pewnie takich "wyjątkowych" wydarzeń. Po prostu Jezus wzrastał w zwykłej rodzinie jako "zwykły" chłopiec. Boska Mądrość, Boska Moc kryły się pod zasłoną dzieciństwa. Dzieciństwa z pozoru szarego, prostego, nie wyróżniającego się szczególnie.

Tymczasem rok przed trzynastymi urodzinami (będącymi czasem wejścia w dorosłość) Jezus daje do zrozumienia, że nie jest zwykłym człowiekiem. Nie jest tylko człowiekiem. Że Jego misja jest inna.
Maryja nie rozumie Jego postępowania, dlaczego tak bez słowa zniknął, więc pyta: Czemuś nam to uczynił?
I teraz padają ciekawe słowa: Oto ojciec Twój i ja szukaliśmy Ciebie....Maryja nazywa Józefa "ojcem", mimo iż wie kto jest Jego prawdziwym Ojcem. Mało tego, wymienia Józefa jako pierwszego.
W normalnej sytuacji matka zwykle mówi: "Syneczku, znalazłeś się...tak się o Ciebie martwiłam....no tata z pewnością też się trochę martwił, ale ja...ja się tak martwiłam." Maryja nawet w takiej sytuacji pozostaje pokorną służebnicą. W tym miejscu wyraża również wdzięczność dla Józefa, który mimo licznych rozterek przyjął To dziecko...zaakceptował Je. Choć mógł zachować się inaczej, wziął jednak odpowiedzialność za Maryję i Jej Syna. Okazał się nie tylko dobrym mężem, ale i prawdziwym przyjacielem.

Jezus odpowiada: Czemuście mnie szukali? Czy nie wiecie że powinienem być w Domu Ojca?
To musiały być dość bolesne słowa zarówno dla Maryi jak i dla Józefa.
Jezus podkreśla, że musi przebywać w tym, co należy do Jego Ojca...Sprawy Ojca są ważniejsze niż
więzi rodzinne. Za kilkanaście lat Jezus wypowie równie bolesne słowa dla Jego matki. "Ten kto pełni wolę Ojca jest moim bratem, siostrą matką". Dwunastoletni Jezus wskazuje na to, że czas beztroskiego dzieciństwa, wzrastania w szczęśliwej rodzinie powoli mija - bezpowrotnie. Że przyjdzie dzień, kiedy będzie musiał podjąć swoją misję. I ta misja zaprowadzi Go na śmierć krzyżową. Nawet te trzy dni poszukiwania Jezusa stają się symboliczne w kontekście całej historii zbawienia.

Ten dzisiejszy fragment kończy się zdaniem: wrócił do Nazaretu i był im poddany...
Jezus ostatecznie podporządkowuje się rodzicom. To jeszcze nie jest czas pełnego objawienia.
"Jeszcze nie nadeszła Moja Godzina" - tak zwróci się do Matki w czasie wesela w Kanie. Tym bardziej zatem nie nadeszła Jego godzina w wieku dwunastu lat. To czas na wzrastanie. Wzrastanie w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi.

Ten dzisiejszy fragment uświadamia mi kilka prawd.
Po pierwsze: więzy rodzinne są ważne. To w rodzinie kształtujemy swoją osobowość,
rodzina przekazuje nam tradycję. I to w niej nasza wiara może w najlepszy sposób wzrastać.
Żadne katechezy nie dadzą dziecku tyle, ile świadectwo życia wiarą rodziców.
Syn, który widzi ojca klęczącego na modlitwie, najlepiej nauczy się czci do Boga.

Po drugie: W naszym życiu również doświadczamy takich momentów, że gubimy się.
Możemy się zagubić w swoim życiu duchowym, możemy zagubić się w licznych życiowych rozterkach.
Czasem zdarzają się takie sytuacje, że wydaje nam się, iż wszystko jest ok...uspokajamy sami siebie, bagatelizujemy sprawę a prawda jest taka, że gubimy Boga....gubimy Jezusa...Tak jak Maryja z Józefem początkowo myśleli, że Jezus wraca z krewnymi...tak i my możemy sobie myśleć. I potem przychodzi chwila otrzeźwienia....i szukamy Zbawiciela wszędzie...często w nieodpowiednich miejscach...
I wiele czasu musi upłynąć zanim trafimy tam, gdzie On zawsze na nas czeka.

I po trzecie: Posłuszeństwo. Jezus wrócił do Nazaretu i był im poddany...A my tak często się buntujemy.
Bo Kościół czegoś od nas wymaga...bo księża stawiają warunki, bo papież tego i owego zabrania.
Bo tego nie wolno, tamtego, bo dekalog...itp...Nawet w rodzinie, w pracy, we wspólnocie...
wszędzie wszyscy tylko wymagają...a my mamy swój pomysł na życie...mamy swoje lata...
Często wydaje się, że kiedy ma się te dwadzieścia kilka lat....to jest się człowiekiem dorosłym
i wszystkie zalecenia, rady, nakazy i zakazy ze strony rodziców są co śmieszne...
To złe myślenie...Jezus chociaż był Synem Bożym - był posłuszny ziemskim rodzicom.
Mógł się obrazić na nich w wieku lat dwunastu...powiedzieć: "czemu Mnie szukacie? nie szukajcie Mnie"
i rozpocząć swoją misję już wtedy, ale On był posłuszny...szanował autorytet rodziców.
Zatem i my...choć czasem może wydawać się nam, że mamy rację musimy nauczyć się pokory
i posłuszeństwa względem rodziców, przełożonych, odpowiedzialnych za wspólnotę, pasterzy Kościoła.
To czasem może być trudne, ale tylko w posłuszeństwie możemy wzrastać w mądrości.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz.

Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie.

Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.