Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary?
Wtorek
Dzisiejsze czytania: Rdz 19,15-29; Ps 26,2-3.9-12; Ps 130,5; Mt 8,23-27
(Mt 8,23-27)
Gdy wszedł do łodzi, poszli za Nim Jego uczniowie. Nagle zerwała się gwałtowna burza na jeziorze, tak że fale zalewały łódź; On zaś spał. Wtedy przystąpili do Niego i obudzili Go, mówiąc: Panie, ratuj, giniemy! A On im rzekł: Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary? Potem wstał, rozkazał wichrom i jezioru, i nastała głęboka cisza. A ludzie pytali zdumieni: Kimże On jest, że nawet wichry i jezioro są Mu posłuszne?
To pytanie Jezusa rozbrzmiewa i dziś...mimo upływu wieków...
Czemu bojaźliwi jesteście? No właśnie...czemu ciągle w naszym życiu jest tyle lęków?
W tym kontekście pojawia się też zarzut: "małej wiary". Wielka wiara pokonuje wszystkie lęki.
Jeżeli wierzysz, nie masz powodów do strachu...Bo wiesz, że jest Ktoś obok Ciebie...
Ktoś, kto pomoże Ci w każdej trudnej sytuacji...Ale spójrzmy na kontekst.
Gdy wszedł do łodzi, poszli za Nim Jego uczniowie. OK...mamy łódź, mamy uczniów i - przede wszystkim - mamy Jezusa. Prawdę mówiąc cała rzeczywistość większości uczniów kręciła się wokół łodzi i jeziora...byli w końcu rybakami...Zatem to "wejście do łodzi" było rzeczą całkowicie naturalną...
Przecież Jezus wiele razy nauczał z łodzi...i w czasie podróży przez Ziemię Świętą uczniowie wraz z Nauczycielem często przemieszczali się łodzią...Mamy zatem taki "codzienny" obrazek z ich życia...
Nagle zerwała się gwałtowna burza na jeziorze...burza na jeziorze...zdarzają się...tak na morzu jak i na jeziorze...no i na lądzie też. Burze jednych zachwycają, innych przerażają...Ale nie są niczym wyjątkowym w przyrodzie...Czego tu się dowiadujemy? że burza zerwała się nagle...To też znamy...
burze przychodzą nagle i nagle przechodzą...często są gwałtowne, sieją zniszczenie i szybko przechodzą.
Uczniowie, którzy pływali nie od dziś znali burze na jeziorze...pewnie nie raz musieli sobie z taką burzą poradzić...ale nie ukrywajmy sztormy są niebezpieczne nawet dla starych "wilków morskich". Wielu żeglarzy przekonało się o tym, że walka z żywiołem zwykle kończy się porażką...
W powyższym fragmencie czytamy: tak że fale zalewały łódź...No było bardzo niebezpiecznie...
Są przecież bardziej spokojne burze...ci, którzy żeglują (no ale nie tylko oni :) ) znają skalę Beauforta...
i mają świadomość kiedy lepiej nie wypływać...a kiedy siła wiatru jest "do zniesienia".
Tym razem było bardzo niebezpiecznie... On zaś spał. To bardzo ciekawy obrazek...Na łodzi rozgrywa się - jakby nie patrzeć - dramat a Jezus śpi...Jakby całkowicie nie przejmował się tym, że uczniowie zmagają się z żywiołem...Ale czy tak było? O tym później...
Wtedy przystąpili do Niego i obudzili Go, mówiąc: Panie, ratuj, giniemy! A On im rzekł: Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary? Potem wstał, rozkazał wichrom i jezioru, i nastała głęboka cisza. A ludzie pytali zdumieni: Kimże On jest, że nawet wichry i jezioro są Mu posłuszne? Wrzuciłem dłuższy fragment by od razu zrobić małą analizę :) Uczniowie budzą Jezusa i proszą o interwencję...Widać przeliczyli swoje własne siły, więc czas zwrócić się do "Siły Wyższej". Jezus wypomina im "lęk" i "małą wiarę"...a potem ucisza burzę...co wywołuje podziw uczniów.
A teraz spójrzmy na kilka spraw, które rzucają się w oczy...
Uczniowie sami zmagają się z żywiołem...Przecież mogli od razu zwrócić się o pomoc do Jezusa...
Albo..po prostu mieć ufność, że skoro Pan jest z nimi, to nic się im nie stanie...Oni jednak rozwiązywali problem po swojemu...Kiedy ich przerósł, przestraszyli się i obudzili Jezusa...
Jezus spał...ale czy spał naprawdę czy była to tylko forma wystawienia uczniów na próbę? Trudno ocenić jednoznacznie...Tak czy siak od tej kwestii warto rozpocząć analogię wydarzenia z Ewangelii do naszych doświadczeń. Często wydaje nam się, że Jezus śpi...że nie odpowiada na nasze modlitwy, że jest nieobecny w naszym życiu...ale On jest...i czuwa...nawet jeżeli my myślimy inaczej...Tak często modlimy się...
Tak często wzywamy Boga na pomoc, ale brak jest odzewu...i przez to popadamy w zniechęcenie...
A może wystarczy uwierzyć, zaufać...całkowicie Mu się powierzyć...
i nie zważać na trudności życiowe, ale być całkowicie nastrojonym na Boga, który jest...
który czuwa...który się troszczy...który nie pozwoli nam zginąć...
i druga sprawa...Często trudności spotykają nas w sprawach, w których - jak mniemamy - jesteśmy profesjonalistami. Często dochodzimy do wniosku, że sami potrafimy pokierować swoim życiem, bo przecież "nie jest aż tak źle, by wzywać Boga". Tak samo myśleli uczniowie, którzy do końca walczyli z burzą...uparcie stawiali jej opór...My również mamy w życiu burze...również przychodzą niespodziewanie.
A nam może się z początku wydawać, że jest dobrze...że z niejedną burzą już się mierzyliśmy...
i po prostu..."damy radę"...Ale nie dajemy rady...jest coraz gorzej...a my - mimo wszystko - dalej próbujemy działać "po swojemu" nie zważając na to, że Bóg jest na wyciągnięcie ręki...tak jak Jezus, który spał w łodzi...Tak blisko Jezus jest nas i naszych problemów...Być może na początku tłumaczymy sobie: "Bóg ma tyle problemów, więc po co mam mówić Mu o swoich"...i walczymy ze swoją burzą...na ludzki sposób...Tymczasem droga jest inna...Trzeba zaraz wzywać Boga na pomoc...i wierzyć mocno, że tylko On jest drogą do rozwiązania problemów...Tylko On może jednym zdaniem uciszyć nasze burze...
wierzysz w to?
więc dłużej się nie bój...
Komentarze
Prześlij komentarz