Sobota XXIV tygodnia i XXV niedziela zwykła. - rozmyślanie nad Słowem Bożym.

Dziś w ramach rozważań nad Słowem Bożym, chcę zatrzymać się na czytaniach wczorajszych i dzisiejszych, ponieważ wczoraj nie miałem technicznych możliwości do napisania swoich refleksji, robię to dziś...biorąc na przysłowiową "tapetę" Słowo Boże, które towarzyszyło nam wczoraj...a także fragmenty, które słyszeliśmy dziś w czasie Eucharystii. Żeby nie przedłużać moich wyjaśnień, przechodzę do konkretów.

Sobota:

(Łk 8,4-15)
Gdy zebrał się wielki tłum i z miast przychodzili do Niego, rzekł w przypowieściach: Siewca wyszedł siać ziarno. A gdy siał, jedno padło na drogę i zostało podeptane, a ptaki powietrzne wydziobały je. Inne padło na skałę i gdy wzeszło, uschło, bo nie miało wilgoci. Inne znowu padło między ciernie, a ciernie razem z nim wyrosły i zagłuszyły je. Inne w końcu padło na ziemię żyzną i gdy wzrosło, wydało plon stokrotny. Przy tych słowach wołał: Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha! Wtedy pytali Go Jego uczniowie, co oznacza ta przypowieść. On rzekł: Wam dano poznać tajemnice królestwa Bożego, innym zaś w przypowieściach, aby patrząc nie widzieli i słuchając nie rozumieli. Takie jest znaczenie przypowieści: Ziarnem jest słowo Boże. Tymi na drodze są ci, którzy słuchają słowa; potem przychodzi diabeł i zabiera słowo z ich serca, żeby nie uwierzyli i nie byli zbawieni. Na skałę pada u tych, którzy, gdy usłyszą, z radością przyjmują słowo, lecz nie mają korzenia: wierzą do czasu, a chwili pokusy odstępują. To, co padło między ciernie, oznacza tych, którzy słuchają słowa, lecz potem odchodzą i przez troski, bogactwa i przyjemności życia bywają zagłuszeni i nie wydają owocu. W końcu ziarno w żyznej ziemi oznacza tych, którzy wysłuchawszy słowa sercem szlachetnym i dobrym, zatrzymują je i wydają owoc przez swą wytrwałość.

W Ewangelii na sobotę wsłuchujemy się
w przypowieść o siewcy...znamy ją wszyscy doskonale...Pewnie wielu z nas potrafi nawet
z pamięci wyrecytować miejsca, gdzie upadły ziarna, które rzucał siewca. Być może nie mielibyśmy też problemu z interpretacją tej przypowieści...Ale czy przypadkiem nie jesteśmy podobni do tych, o których Jezus powiedział: aby patrząc nie widzieli i słuchając nie rozumieli. 
Zatem, co takiego konkretnego uderza w tej przypowieści?
Przytoczę raz jeszcze jej drugą część wytłuszczając ważne dla mnie momenty:
Takie jest znaczenie przypowieści: Ziarnem jest słowo Boże. Tymi na drodze są ci, którzy słuchają słowa; potem przychodzi diabeł i zabiera słowo z ich serca, żeby nie uwierzyli i nie byli zbawieni. Na skałę pada u tych, którzy, gdy usłyszą, z radością przyjmują słowo, lecz nie mają korzenia: wierzą do czasu, a chwili pokusy odstępują. To, co padło między ciernie, oznacza tych, którzy słuchają słowa, lecz potem odchodzą i przez troski, bogactwa i przyjemności życia bywają zagłuszeni i nie wydają owocu. W końcu ziarno w żyznej ziemi oznacza tych, którzy wysłuchawszy słowa sercem szlachetnym i dobrym, zatrzymują je i wydają owoc przez swą wytrwałość.
Jak łatwo zauważyć w każdym z wymienionych przypadków, ludzie słuchają Słowa Bożego...
Wszyscy słuchają, słyszą...usłyszeli...różnica jest w postawie, jaką przyjmują...
Jak to ma się do nas? 
My również być może słuchamy Słowa Bożego...słyszymy Je...czytamy...
Ale nie wystarczy słuchać...nie wystarczy też widzieć...nie wystarczy nawet doświadczać...
Trzeba przyjąć właściwą postawę...przynosić owoce...czyli wprowadzać usłyszane Słowo w czyn.
Bo ta nasza współczesna rzeczywistość wygląda tak, że wiele treści do nas dociera...Z każdej strony płynie jakiś bodziec. Nauczyliśmy się słuchać jednym uchem a wypuszczać drugim...
Tym sposobem często ignorujemy to, co dla nas istotne a wsłuchujemy się w sprawy nieważne i niemające znaczenia...A słuchanie Słowa Bożego? Bywa, że w czasie liturgii słowa jesteśmy znudzeni, zajmujemy się swoimi sprawami...niektórym z nas zdarza się spóźniać na mszę św...Przychodzą na Ewangelię, bo ktoś kiedyś powiedział im, że do tego momentu "msza jest ważna". Tymczasem Słowo Boże, jest Słowem Życia.
Ono niesie uzdrowienie, uwolnienie...wyzwolenie...To Słowo ma Moc...Przez Słowo wszystko się stało.
Zatem słuchajmy Go...usłyszmy...wsłuchujmy się...i usłyszawszy zróbmy pożytek z tego, co usłyszeliśmy.
Bo owszem, możemy przyjąć Słowo z radością...mieć takiego powera, po tym wszystkim, co usłyszymy, ale jeżeli nie zakorzenimy się w tym Słowie, nie będziemy nim żyć na co dzień -uschniemy...
Przecież nie wystarczy zasiać ziarna, ale trzeba go podlewać...pielęgnować...Wie to każdy, kto hodował rośliny...Tak samo wygląda nasze życie duchowe...i nasza relacja ze Słowem Bożym....

Świat również do nas mówi...i my - mimo woli - również go słyszymy...a być może i słuchamy...wsłuchujemy się w to, co do nas mówi...Być może dla niektórych z nas...konfrontacja tego, co mówi świat i tego co mówi Słowo może się skończyć porzuceniem Słowa i pójściem za hasami rzucanymi przez otaczającą nas rzeczywistość...Słowo może być mniej atrakcyjne...dlatego, że stawia wymagania...dlatego, że pokazuje niewygodną prawdę o nas samych. W takim wypadku na wzrost, na plon nie ma co czekać...ciernie spraw przyziemnych...troski doczesne...zagłuszą Ziarno Słowa....

Chciejmy zatem uczynić ze swojego serca ziemię żyzną...czarnoziem (takie określenie najżyźniejszych ziem, przypomniało mi się z lekcji geografii w szkole średniej) i kiedy Słowo zostanie zasiane w naszych sercach, dbajmy o to by miało doskonałe warunki do wzrostu...i przyniosło plon obfity.

I pamiętajmy jedno...nie wystarczy słuchać...bo można słuchać, ale nie słyszeć...
kiedy zaś usłyszymy...zacznijmy realizować...wprowadzajmy Słowo w Czyn.


Przejdę do Słowa Bożego na dzisiejszą niedzielę.
Chciałbym choć w kilku zdaniach skomentować każde z czytań.
(Mdr 2,12.17-20)
Bezbożni mówili: Zróbmy zasadzkę na sprawiedliwego, bo nam niewygodny: sprzeciwia się naszym sprawom, zarzuca nam łamanie prawa, wypomina nam błędy naszych obyczajów. Zobaczmyż, czy prawdziwe są jego słowa, wybadajmy, co będzie przy jego zejściu. Bo jeśli sprawiedliwy jest synem Bożym, Bóg ujmie się za nim i wyrwie go z ręki przeciwników. Dotknijmy go obelgą i katuszą, by poznać jego łagodność i doświadczyć jego cierpliwości. Zasądźmy go na śmierć haniebną, bo - jak mówił - będzie ocalony.

Bardzo mocny dla mnie tekst z Księgi Mądrości...Sprawiedliwy jest "solą w oku" ludzi bezbożnych, ludzi którzy sprzeniewierzają się Słowo Bożemu...Którzy nie dość, że są daleko od Boga, to jeszcze atakują każdym możliwym sposobem tych, którzy wierzą...To bardzo aktualny dzisiaj tekst...
Kościół często zabiera głos, napomina w kwestiach moralnych...a tak zwane autorytety moralne, podnoszą larum, że ingeruje w neutralność światopoglądową, czy..."miesza się do polityki".
To właśnie widzę w słowach: zróbmy zasadzkę na sprawiedliwego, bo (...)wypomina błędy naszych obyczajów...Być może niektórzy z nas osobiście doświadczyli takiego ataku....
Postawa ucznia Chrystusa...chrześcijanina z krwi i kości...a nie tylko w księgach parafialnych...
budzi sprzeciw...budzi nawet nienawiść...I często pojawiają się takie teksty ze strony naszych oponentów:
Ciekawe czy Ty tylko tak mówisz, że wierzysz...czy naprawdę...a sprawdźmy...przekonajmy się...
I rzucają obelgi...zastawiają pułapki w dyskusjach i nie tylko...wyprowadzają z równowagi...prowokują celowo podejmując antykościelne tematy....A pretekst zawsze jest taki sam...i streszcza się w tym zdaniu:
jeśli sprawiedliwy jest synem Bożym, Bóg ujmie się za nim i wyrwie go z ręki przeciwników.
I Bóg wyrywa nas...bo sam Jezus nam powiedział: Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić, gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was. Wierzę temu słowu, bo sam kilka razy doświadczyłem tego, gdy słowa odpowiedzi na zarzuty "same się znajdywały." 

(Jk 3,16-4,3)
Gdzie bowiem zazdrość i żądza sporu, tam też bezład i wszelki występek. Mądrość zaś /zstępująca/ z góry jest przede wszystkim czysta, dalej, skłonna do zgody, ustępliwa, posłuszna, pełna miłosierdzia i dobrych owoców, wolna od względów ludzkich i obłudy. Owoc zaś sprawiedliwości sieją w pokoju ci, którzy zaprowadzają pokój. Skąd się biorą wojny i skąd kłótnie między wami? Nie skądinąd, tylko z waszych żądz, które walczą w członkach waszych. Pożądacie, a nie macie, żywicie morderczą zazdrość, a nie możecie osiągnąć. Prowadzicie walki i kłótnie, a nic nie posiadacie, gdyż się nie modlicie. Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz.

Problem sporów, kłótni...nieporozumień i innych występków porusza św.Jakub w swoim liście. 
Wszystkie spory, kłótnie, nieporozumienia, problemy w relacjach...biorą się z żądz...Tym żądzą przeciwstawiona jest Mądrość...to mądrość prowadzi do zgody...do pokoju, braterstwa...
Innym problemem, prowadzącym do sporów, wojen, nieporozumień jest niedbała modlitwa...
Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz.
Dobra modlitwa...modlitwa pełna wiary...prowadzi do prawdziwej Mądrości...a ta do pokoju...
najpierw pokoju serca...pokoju z samym sobą...a potem do pokoju w każdej innej sferze...
Bo pokój globalny zaczyna się od pokoju z samym sobą....

(Mk 9,30-37)
Jezus i Jego uczniowie podróżowali przez Galileę, On jednak nie chciał, żeby kto wiedział o tym. Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity po trzech dniach zmartwychwstanie. Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać. Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był w domu, zapytał ich: O czym to rozprawialiście w drodze? Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich! Potem wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał.

 Ewangelia w pewien sposób koresponduje z tym czytaniem...ale także z wczorajszym tekstem Ewangelii. 
Jezus naucza swoich uczniów...zapowiada im mękę, śmierć i zmartwychwstanie...oni słuchają, ale nie rozumieją...a tak naprawdę może nawet nie zastanawiają się zbyt głęboko nad tym, co Jezus im mówi...
Wpuszczają jednym uchem a drugim wypuszczają...
Poza tym...inny problem zaprząta ich głowy...Kto jest największy...Kto jest najważniejszy...
Ten spór o władzę...dyskusje o pierwszeństwie zdominowały całą rozmowę...
Nie ma większego znaczenia, to co Jezus mówi...a mówi ważne rzeczy...Zapowiada, że już niedługo wypełnią się Pisma...dokona się odkupienie....Oni w tym czasie się kłócą. Bo każdy chce być tym "the best of-em". Najlepszym z najlepszych...Pierwszym pośród wszystkich...
Jezus zna ich serca. Wie co ich gryzie...a gryzie ich bez wątpienia, bo gdy spytał ich:  O czym to rozprawialiście w drodze? oni milczeli...bo głupio im było, że się spierali o to, kto jest najważniejszy, najlepszy, najfajniejszy...Poczuli się może jak kilkuletnie dzieci, które popisują się nawzajem przed sobą, by udowodnić kolegom, że się jest od nich lepszym.
Jezus daje im naukę...Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich! To nauka także dla nas...Zaszczyty, władza, popularność...to wcale nie przyniesie nam chluby w Królestwie Niebieskim. Możemy być pierwsi dla ludzi...możemy być doceniani, szanowani, lubiani w naszych środowiskach...Ale o zwycięstwie w duchowej olimpiadzie, świadczy nasza gotowość do służby, poświęcenie się dla drugiego człowieka...i postawa pokornego sługi...To czyni nas wielkimi i pierwszymi.
To jest nasz prawdziwy powód do dumy...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.

Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie.

Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz.