Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła.

04 LUTEGO 2020
Wtorek
Wtorek - wspomnienie dowolne św. Joanny de Valois
Czytania: (2 Sm 18, 9-10. 14b. 24-25a. 31 – 19, 3); (Ps 86 (85), 1b-2. 3-4. 5-6); Aklamacja (Mt 8, 17); (Mk 5, 21-43);



W Ewangelii na dziś stajemy się świadkami dwóch cudów. Pozornie nie są ze sobą powiązane. Mają jednak jeden punkt wspólny. Jest nim wiara w to, że Jezus może poradzić sobie z każdym problemem, z każdą chorobą. Że jest On ostatnią deską ratunku dla człowieka. Ewangelia rozpoczyna się spotkaniem Jezusa z Jairem. Z relacji Marka dowiadujemy się, że jest on przełożonym synagogi. To ważna postać w świecie religijnym. Myślę, że ważny jest fakt, że ewangelista odnotowuje jego imię. Chodzi o zidentyfikowanie człowieka. Pokazanie, że chodzi o kogoś konkretnego... A nie "jakiegoś" przełożonego "jakieś" synagogi.

Jezus postanawia pozytywnie odpowiedzieć na prośbę Jaira. Wszyscy ruszają w drogę. Oprócz Jezusa, uczniów, przełożonego synagogi (zapewne wraz ze sługami) idzie wielki tłum. Marek odnotowuje, że tłum zewsząd napierał. Był ogromny ścisk... Czy trudno sobie coś takiego wyobrazić? Myślę, że nie. Różne masowe imprezy przyciągają tłumy. Koncerty, imprezy sportowe, ale również uroczystości religijne. Pomimo postępującej laicyzacji, wciąż można zobaczyć wielu ludzi uczestniczących w procesjach na Boże Ciało czy choćby w takim wydarzeniu, jak Orszak Trzech Króli. Wróćmy jednak do tekstu...

W tłumie znajduje się tajemnicza bohaterka. A pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi. Wiele wycierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej. Posłyszała o Jezusie, więc weszła z tyłu między tłum i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: "Żebym choć dotknęła Jego płaszcza, a będę zdrowa". Zaraz też ustał jej krwotok i poczuła w swym ciele, że jest uleczona z dolegliwości. Kobieta cierpiąca na krwotok choruje od dwunastu lat. Jej problem powoduje wykluczenie społeczne. Wydaje cały majątek na lekarzy, którzy nie pomagają w jej dolegliwości, ale przynoszą jeszcze większe cierpienie i upokorzenie. Marek w języku greckim opisuje jej udrękę za pomocą słowa mástigos (bicz). Rana fizyczna była niczym w porównaniu z traumą społeczną i piętnem jej dziedzictwa społeczno-kulturowego i religijnego. Kobieta, która krwawiła, była przez sam ten fakt z punktu widzenia prawa i społecznego nieczysta, a także stanowiła źródło nieczystości dla każdego i wszystkiego, kogokolwiek i czegokolwiek by dotknęła bądź musnęła — przez «siedem dni» lub «przez cały czas upływu krwi» (por. Kpł 15, 19-30).

W niektórych tradycyjnych kulturach afrykańskich w czasie menstruacji kobieta była zmuszona do mieszkania na osobności, w prowizorycznym pomieszczeniu poza domem; nie mogła przygotowywać posiłków dla swojej rodziny ani przebywać z innymi aż do czasu, kiedy skończył się upływ krwi. Już sam ból był dostatecznie przykry, a fakt, że każdego miesiąca stawała się wyrzutkiem społecznym we własnym domu, rodzinie i społeczności, dawał do zrozumienia wszystkim, także dzieciom, że miała menstruację, i umniejszał jej ludzką wartość. Zażenowanie i uraz psychiczny spowodowane tym pozbawianiem człowieczeństwa są trudne do wyobrażenia.

Bohaterka Ewangelii nie traci jednak wiary, jest zdeterminowana... I rusza na spotkanie z Jezusem. Nie zważając na nikogo i na nic, przeciska się przez tłum i dotyka się Jego płaszcza. Ma wiarę, że wystarczy tylko dotyk Jego płaszcza a stanie się zdrowa. Przemawia przez nią nie tylko wiara i determinacja, ale również niezwykła śmiałość... można powiedzieć nawet tupet. Przecież znała ona dobrze całe to tabu społeczno - kulturowe. Ale mimo to zaczęła się przeciskać przez tłum do Jezusa. I ostatecznie osiągnęła swój cel. Ewangelista odnotowuje: poczuła w swoim ciele, że jest uleczona ze swojej dolegliwości.

A Jezus natychmiast uświadomił sobie, że moc wyszła od Niego. Jezus poczuł, że ktoś się Go dotknął...ale, że nie był to zwykły dotyk...Przecież oczywistą rzeczą jest, że w tłumie wiele osób Go dotykało...ale TEN dotyk był inny. Jezus zauważa to...Obrócił się w tłumie i zapytał: Kto się dotknął mojego płaszcza? Odpowiedzieli Mu uczniowie: Widzisz, że tłum zewsząd Cię ściska, a pytasz: Kto się Mnie dotknął. On jednak rozglądał się, by ujrzeć tę, która to uczyniła. Może wydawać się to dziwne...przecież Jezus doskonale wiedział, kto Go dotknął, ale chciał tę kobietę postawić wobec tłumu za wzór...Uczniowie racjonalizują...mówią...tłum zewsząd Cię ściska, więc to normalne, że ktoś Cię dotknął...Ale Jezus szukał tej, która została uzdrowiona... To, że Jezus wzywa przed siebie tajemniczą kobietę ma głębszy cel. Tym celem jest pokazanie jej całemu światu. Wyciągnięcie z tłumu anonimowej kobiety cierpiącej na krwotok i sprowokowanie do wyznania prawdy. Do dania świadectwa swojego życia.

Wtedy kobieta przyszła zalękniona i drżąca, gdyż wiedziała, co się z nią stało, upadła przed Nim i wyznała Mu całą prawdę. On zaś rzekł do niej: Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości! Kobieta staje wobec tłumu...a Jezus mówi: Twoja wiara cię ocaliła...gdybyś nie miała wiary, mogłabyś dotykać się mnie do woli...tak, jak ci wszyscy ludzie z tłumu...ale Ty pragnęłaś uzdrowienia... Dlatego bądź uzdrowiona...Kobieta już była uzdrowiona...te słowa Jezusa są jakby znakiem dla tłumu... Jezus mówi idź w pokoju i bądź uzdrowiona...Czyli jakby stawiał "kropkę nad i"... Jakby "zatwierdzał"..."aprobował" to uzdrowienie....Kobieta ma pewność, że jest zdrowa...i że może wracać do domu w pokoju. Nie jest już jakąś obcą kobietą... anonimową bohaterką, ale córką... przez wiarę włączoną we wspólnotę. Nie jest już obca czy odrzucona, ale szczególnie umiłowana, jest droga Jezusowi. Jest człowiekiem, który odzyskał swoją godność w oczach całego ludu... całej wspólnoty.

Długie zrobiły się te rozważania wokół pierwszej z bohaterek dzisiejszej Ewangelii, ale pora wrócić do głównego wątku, wokół którego kręci się dzisiejszy tekst. Gdy On jeszcze mówił, przyszli ludzie od przełożonego synagogi i donieśli: Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela? Lecz Jezus słysząc, co mówiono, rzekł przełożonemu synagogi: Nie bój się, wierz tylko! I nie pozwolił nikomu iść z sobą z wyjątkiem Piotra, Jakuba i Jana, brata Jakubowego. Słudzy Jaira przychodzą i informują, że córeczka umarła...i że nie warto trudzić Nauczyciela. Dla nich to już koniec. Sprawa zamknięta... Dziecko nie żyje, więc już nawet Jezus nie pomógł...

Lecz Jezus słysząc, co mówiono, rzekł przełożonemu synagogi: Nie bój się, wierz tylko! To ciekawe...Jezus mówi Jairowi: wierz tylko... A wcześniej mówi do kobiety: Twoja wiara cię uzdrowiła. Możemy mieć zatem pewność, że tamto uzdrowienie było znakiem dla przełożonego synagogi...Kiedy wierzysz...wszystko jest możliwe... Jeżeli kobieta mogła zostać uzdrowiona tylko dlatego, że dotknęła się płaszcza...to uwierz, że mogę wskrzesić z martwych twoje dziecko...Zatem: nie bój się, wierz tylko!

Tak przyszli do domu przełożonego synagogi. Wobec zamieszania, płaczu i głośnego zawodzenia, wszedł i rzekł do nich: Czemu robicie zgiełk i płaczecie? Dziecko nie umarło, tylko śpi. I wyśmiewali Go. Dziewczynka umarła, więc cały zgiełk i płacz był naturalny...Ale Jezus mówi coś zaskakującego: Dziecko nie umarło, tylko śpi...Zaskakująca odpowiedź? Nie do końca...Jezus patrzy na to wydarzenie z Boskiej Perspektywy...patrząc po ludzku śmierć jest końcem...to kropka postawiona na końcu zdania...Dla Boga nie ma śmierci...jest sen...Sen jest przejściowym stanem...To przecinek, który oddziela jedną rzeczywistość od drugiej.... Lecz On odsunął wszystkich, wziął z sobą tylko ojca, matkę dziecka oraz tych, którzy z Nim byli, i wszedł tam, gdzie dziecko leżało.

Ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: Talitha kum, to znaczy: Dziewczynko, mówię ci, wstań! Nie wiem czemu, ale za każdym razem gdy wsłuchuję się lub gdy czytam ten fragment, mam takie wewnętrzne przekonanie, że to: Talitha kum Jezus wypowiada każdego dnia do nas...Często wkręceni w naszą codzienność, zdajemy się uśpieni...a może nawet umarli... puści w środku...Jezus tak jak w ewangelicznym opisie...przychodzi do nas, bierze nas za rękę i mówi - Talihta kum...To taki niesamowity dla mnie obrazek... Życie, które dla racjonalistów nie ma racji bytu...jest skończone... Śmierć nie musi być dosłowna, jak w tym fragmencie...

Może to być śmierć społeczna...możesz dla kogoś nie żyć...czyli być człowiekiem przegranym... na dnie...Tobie też Jezus mówi Talitha kum...Powtórzę się, ale myśląc o tej historii z Ewangelii, w uszach brzmi mi piosenka zespołu Love Story...I jest ona doskonałym odniesieniem Słowa Bożego na dziś w naszym codziennym życiu. Dziewczynka natychmiast wstała i chodziła, miała bowiem dwanaście lat. I osłupieli wprost ze zdumienia. Przykazał im też z naciskiem, żeby nikt o tym nie wiedział, i polecił, aby jej dano jeść. Słowo - klucz z tego zdania? Osłupieli wprost ze zdumienia...Właśnie tak działa Jezus... Kiedy zaprosisz Go do swojego życia, kiedy pozwolisz ująć się za rękę i powiedzieć: Dziewczynko (Chłopcze) mówię Ci wstań! Wtedy wszyscy osłupieją, kiedy zobaczą cię Prawdziwie Żywego.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.

Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie.

Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz.